Indywidualny plan

Dietetyczny

Indywidualny plan

Treningowy

Indywidualny plan

Dieta + Trening

Opieka dietetyka i trenera Już od

Plan dieta + trening 29,99 zł/mies.

Opieka dietetyka Już od

Plan dietetyczny 26,66 zł/mies.

Opieka trenera Już od

Plan treningowy 23,33 zł/mies.

Plany dieta i trening
{{$parent.show_arts ? 'Artykuły' : 'Baza wiedzy'}}
Sklep

Beznadziejny przypadek u dietetyka

Jakiś czas temu o pomoc poprosiła mnie młoda kobieta, która – jak sama mówi – od zawsze miała problem z nadmierną masą ciała. Po przeprowadzeniu wywiadu okazało się, że ma już za sobą eksperymenty ze wszystkimi możliwymi dietami z kolorowych gazet, w tym wszelkimi dietami „rozdzielnymi” zabraniającymi łączenia niektórych grup produktów, dietą zgodną grupą krwi, dietą proteinową etc... Schemat zawsze wyglądał podobnie: najpierw mobilizacja, potem wdrażanie planu, szybki spadek masy ciała, moment załamania, kompensacja i jo-jo.

Moja klientka otwarcie przyznała się do tego, że największy problem ma i zawsze miała ze słodyczami. To one winne jej zdaniem były za brak sukcesów w odchudzaniu: po kilkudniowej abstynencji pochłaniała je na kilogramy, następnie wyrzuty sumienia sprawiały, że traciła motywację i popadała w marazm. Po kilku tygodniach „nadrabiania”, kiedy przestawała się mieścić w ulubione ubrania podejmowała kolejną próbę i tak w kółko. Mogę powiedzieć, że trafiła do mnie młoda, ale zniszczona odchudzaniem kobieta, dla której wydawałem się ostatnią deską ratunku.

Problemem była tutaj nie tylko nadmierna masa ciała oraz bardzo wysoki poziom tkanki tłuszczowej i niski – mięśniowej. Problemem był stan psychiki (moja klientka była załamana) oraz totalny brak wiedzy na temat zasad prawidłowego żywienia. Wypaczone przez permanentne eksperymenty z egzotycznymi dietami nawyki żywieniowe, brak umiejętności oddzielenia tego co nieistotne od tego co ważne przy komponowaniu jadłospisu sprawiały, że nawet gdy klientka próbowała się po prostu zdrowo odżywiać skomponowany przez nią jadłospis zawsze był fatalny.

Najgorsze jednak było to, że dotychczasowe przygody z dietami bananowymi i innymi podobnymi wynalazkami nie stanowiły dla mojej klientki żadnej nauczki. Oczekiwała ode mnie, że ułożę dla niej jadłospis, który pozwoli szybko pozbyć się nadwagi bez efektu jo-jo. Kobieta ta była przekonana, że dietetyk posiada w szufladzie jakąś tajemną dietę opartą na takich połączeniach pokarmów, że włączenie tych zaleceń w życie pozwala schodząc szybko i bezboleśnie.

Tak naprawdę podobnych przypadków są w Polsce tysiące. Niestety zbyt rzadko trafiają one do dietetyka, a zbyt często stają się ofiarami rozmaitych sezonowych diet czy też przedstawicieli sekciarskich firm handlujących rozmaitymi wynalazkami wspomagającymi odchudzanie i proszkami stanowiącymi zamienniki posiłków. Wszystko to powoduje, że efekty w postaci spadku masy ciała są chwilowe, a niekorzystne skutki zdrowotne i zmiana sposobu myślenia – długotrwałe i trudne do skorygowania. Czy mojej klientce udało się schudnąć? O tym poczytać można w kolejnej części artykułu.

Strategia działania

Chociaż 90% klientów trafiających do dietetyka to osoby z nadwagą i otyłością, to nie ma jednej, uniwersalnej i skutecznej metody działania - każdy przypadek należy potraktować indywidualnie. Tak było i tym razem. Młoda kobieta po dziesiątkach eksperymentów z rozmaitymi „gazetowymi” dietami potrzebowała opracowania specjalnej strategii. Ułożenie niskokalorycznej diety i odprawienie klientki do domu z zapisaną kartką papieru byłoby oczywiście aktem braku odpowiedzialności. Ułożenie diety to jedynie niewielki skrawek działalności dietetyka.

Ponieważ podstawowym problemem był brak wiedzy na temat zasad zdrowego żywienia oraz nieprawidłowy sposób myślenia na temat tego czym jest dieta odchudzająca i na jakie efekty należy się nastawić, kluczowym było „wyprostowanie” wypaczonego sposobu myślenia. Zdiagnozowanie przyczyn problemów z nadmierną masą ciała i zwrócenie uwagi na fakt, iż winę za aktualny stan rzeczy ponosi właśnie dotychczasowe odchudzanie, było pierwszym krokiem do zmiany świadomości mojej klientki.

Omówiliśmy krok po kroku co się dzieje z organizmem, kiedy odbieramy mu możliwość pokrycia choćby w połowie zapotrzebowania na składniki odżywcze. Wytłumaczyłem, że kompensacja w postaci nadmiernego objadania się po głodowych dietach nie jest emanacją słabej woli, a nieuniknionym zaspokojeniem fizjologicznej potrzeby organizmu. Wola mojej klientki była silna – na co zwróciłem uwagę, kiepskie jednak okazały się obrane przez nią metody. Po półgodzinnej rozmowie kobieta wyglądała tak jakby zrozumiała istotę wszechświata – i to był moment, w którym należało przejść do konkretów.

Umówiliśmy się, że do czasu kolejnego spotkania nie będzie żadnych ścisłych diet. Ustaliliśmy ramowe pory posiłków i ich przeciętny skład osiągając przy tym kompromis pomiędzy tym co wartościowe i pożądane, a tym co szczególnie cenione przez klientkę ze względu na walory smakowe. Nie było żadnego limitu w ilości przyjmowanych kalorii, poprosiłem jedynie klientkę by nigdy nie najadała się do syta. Dlaczego?

Priorytetem była eliminacja z diety wszelkich śmieci takich jak słodycze, słodkie napoje, słodzone cukrem jogurty. Im mniej kalorii spożywamy i jesteśmy bardziej głodni tym większą ochotę mamy na „źródła szybkiej energii”. Dzięki utrzymaniu odpowiednio wysokiej podaży kalorii łatwiej odmówić sobie słodkości i innych niezdrowych przekąsek. Wyeliminowanie ich z diety sprawia natomiast, że unormowaniu ulegają niektóre parametry metaboliczne i zaczynamy odzyskiwać kontrolę nad apetytem. Konsekwencją jest nie tylko sukcesywny spadek masy ciała, ale poprawa samooceny – a ta jest paliwem dla ciała i umysłu, które pozwala działać i konsekwentnie zmierzać do celu.

Moja klientka dostała przykaz notowania wszystkich zjadanych posiłków, z uwzględnieniem ich składu ilościowego i jakościowego (przy użyciu miar domowych: kromki, łyżki, filiżanki etc.), a także pór przyjmowania oraz samopoczucia po ich zjedzeniu i ewentualnej chęci na coś słodkiego pomiędzy posiłkami. Zaproponowałem także kilkanaście ciekawych przepisów na dietetyczne potrawy korespondujących z upodobaniami kulinarnymi i ilością wolnego czasu wymaganą na ich przygotowanie. Zabroniłem jednak ważyć się w tym czasie. Po tygodniu – kolejna wizyta i kolejne modyfikacje. Co udało się osiągnąć? Z zapraszam do przeczytania kolejnej części artykułu.

Efekty

Opisywany przeze mnie przypadek, choć nazwany przeze mnie został „beznadziejnym” to w istocie takim oczywiście być nie mógł. Logicznym jest, iż raczej nie poświęciłbym trzech artykułów opisaniu swojej zawodowej porażki. Więc na wstępie zdradzę już, że obrana strategia zaczęła szybko przynosić efekty. Na czym one polegały?

Po tygodniu moja klientka trafiła do mnie jako osoba odmieniona. Co prawda jej sylwetka nie uległa przemianie, w zasadzie na pierwszy rzut oka nie można było powiedzieć, by schudła choćby o miligram, a jednak jej wygląd się zmienił. „Nie zjadłam ani jednego ciastka” – wyznała na wstępie. To była już pierwsza część sukcesu. I już nie chodzi o to ciastko, bo jedno „w tą czy w tamtą stronę” nie wpłynęłoby przecież na masę ciała. Chodzi o sposób postrzegania siebie i własnych możliwości. Dla osób, które nie potrafią odmówić sobie słodyczy i jedzą je od zawsze, tygodniowa abstynencja daje podobną satysfakcję jak tydzień niepalenia dla wieloletniego palacza papierosów. To jest rozpęd, który należy dobrze spożytkować.

Po wykonaniu pomiarów przyszła kolejna optymistyczna wiadomość: niecały kilogram mniej „na wadze”. Kobieta, która jeszcze tydzień temu chciała chudnąć po pięć kilogramów tygodniowo teraz cieszyła się z jednego kilograma. Uwielbiam takich klientów, nie wszyscy bowiem zmieniają swoje oczekiwania po jednej konsultacji, niektórzy mają ślub siostry, urodziny cioci czy firmową imprezę i chcą 10 kg mniej i koniec. Żadnych negocjacji. W tym wypadku jednak możliwości jakie dało wstępne zbilansowanie diety i dostrojenie jej do potrzeb mojej klientki odwróciło uwagę od jakże przecież absurdalnego celu, którym była gwałtowna strata nadmiaru masy ciała.

Nie oznacza to oczywiście, że zrezygnowaliśmy z konsekwentnej redukcji tkanki tłuszczowej: wręcz przeciwnie, po systematycznej modyfikacji nawyków żywieniowych coraz większy nacisk można było kłaść na poprawę estetyki sylwetki. Klientka dała się namówić na zwiększenie aktywności fizycznej, najpierw były to długie spacery z psem po pobliskim parku, potem - wizyty na siłowni, a na końcu doszedł basen. Po dwóch miesiącach udało się osiągnąć pożądane BMI i podziękowaliśmy sobie za współpracę. Najważniejsza była jednak satysfakcja klientki i zmiana jej sposobu myślenia.

Dlaczego w ogóle o tym piszę?

Wiem, że czytelnikami tego serwisu są ludzie aktywni fizycznie, ale nie brakuje tu także osób, których problemem jest nie tyle wypalenie tłuszczu do kości czy bicie rekordów w wyciskaniu, ale po prostu pozbycie się nadwagi. Nie są to sportowcy, tylko ludzie o przeciętnej bądź niskiej aktywności fizycznej, którzy dopiero planują zacząć ćwiczyć.

Jak już wspomniałem wcześniej, podobnych do opisanego tutaj „beznadziejnego” wydawałoby się przypadku są w naszym kraju tysiące. Tysiące kobiet i mężczyzn są przekonane o tym, że odchudzanie polega na stosowaniu wymyślnych, głodowych diet zaczerpniętych z kolorowej prasy. Część z nich po wielu porażkach dochodzi wręcz do wniosku, że w ich wypadku skuteczne odchudzanie nie jest możliwe. Tymczasem jest to po prostu nieprawda.

Nieraz nie potrzeba żadnych wymyślnych zabiegów, restrykcyjnych diet czy wiader potu wylanych na siłowni. Osiągnięcie prawidłowej masy ciała i poprawa estetyki sylwetki jest możliwa przy użyciu konwencjonalnych metod i prostych nieraz modyfikacjach jadłospisu. Potrzebna jest jednak zmiana sposobu myślenia - bo odchudzanie zaczyna się w głowie. Warto o tym pamiętać.

Treści prezentowane na naszej stronie mają charakter edukacyjny i informacyjny. Dokładamy wszelkich starań, aby były one merytorycznie poprawne. Pamiętaj jednak, że nie zastąpią one indywidualnej konsultacji ze specjalistą, która jest dostosowana do Twojej konkretnej sytuacji.