Swego czasu ktoś sformułował przykaz zgodnie z którym nie należy nic jeść po godzinie 18:00. O dziwo jego treść przyjęła się jako opis pożądanej praktyki żywieniowej na tyle dobrze, że doczekała się szerokiego podparcia teoretycznego powielanego systematycznie w kolorowej prasie i przy różnych okazjach w życiu codziennym.
Genezy tego błędnego przekonania należałoby szukać w czasach odległych, chyba każdy zna starożytne chińskie przysłowie: Śniadanie zjedz sam, obiadem podziel się z przyjacielem, a kolację oddaj wrogowi. Nie będę jednak bawić się w archeologa i odniosę się do słuszności tego założenia w kontekście realiów współczesnych.
Brak czasu...
W dzisiejszych czasach wiele osób nie ma czasu na zbilansowane śniadanie. Zazwyczaj w ciągu dnia w czasie aktywności zawodowej jemy w biegu, batoniki, drożdżówki, w najlepszym wypadku kefiry czy kanapki, a czas na przygotowanie posiłku mamy dopiero po przyjściu do domu, w godzinach popołudniowych i wieczornych. Zazwyczaj też w tym okresie „nadrabiamy” deficyty odżywcze wygenerowane w trakcie dnia spożywając zbyt dużo pokarmu i układamy się na łóżku bądź na fotelu przed TV ograniczając aktywność do przełączania kanałów za pomocą pilota. Zasadność odmawiania sobie kolacji wynika z faktu, że zwiększamy w tym czasie drastycznie spożycie kalorii i równie drastycznie zmniejszamy naszą aktywność, której ukoronowaniem jest sen.
Taka dysproporcja pomiędzy wydatkiem energetycznym a podażą kalorii może prowadzić do zwiększenia masy ciała. Wyeliminowanie więc tego obszernego posiłku z menu – o ile oczywiście wytrwamy w postanowieniu – będzie działać odchudzająco. Jest to emanacja diety typu Ż/P, czyli polegającej na spożywaniu mniejszej ilości jedzenia, z tym że cała nasza uwaga skupia się tutaj na posiłku, który jemy, wtedy kiedy mamy więcej czasu – czyli w godzinach wieczornych.
Czy faktycznie jednak jest to rozwiązanie optymalne?
W swojej praktyce spotykałem się z pytaniami, które brzmiały: „jak mam się odżywiać, gdy pracuję w trybie zmianowym skoro nie można nić jeść po godzinie osiemnastej?”; „Do której muszę pościć skoro wstaję o 13 i kładę się o 3 – 4 w nocy?” Doskonale one obrazują jak bezsensowne jest zalecenie mówiące, że nie należy spożywać posiłków po określonej sztywno godzinie. I do jakich nieporozumień ono prowadzi.
Z całym szacunkiem dla osób praktykujących ten sposób odżywiania, ale odmawianie sobie posiłku zwłaszcza takiego, w którym możemy wyrównać niedobory białka, witamin i składników mineralnych powstałe w ciągu dnia jest rozwiązaniem po prostu niewskazanym.
Wbrew pozorom znaczna część społeczeństwa tyje nie dlatego, że je kolacje, tylko dlatego, że spożywa zbyt dużo kalorii ogółem, a zbyt mało innych składników odżywczych. Wynika to z niewłaściwego doboru produktów żywnościowych.
Czyli sam fakt spożycia kolacji, czy zjedzenia czegoś o 22:30 nie spowoduje tycia. To spożywanie zbyt obfitej kolacji opartej na niskowartościowych pokarmach takich jak parówki, jasne pieczywo z margaryną i serkiem topionym, czekoladki, piwo, przyczynia się do zwiększenia obwodu pasa.
Podsumowanie
Zamiast odmawiać sobie kolacji i kłaść się spać z „burczącym brzuchem”, można spożyć chude mięso z warzywami, sałatkę z tuńczyka, serek wiejski z rzodkiewką czy choćby trochę migdałów. Dostarczymy w ten sposób witamin, składników mineralnych, białka i błonnika przy relatywnie niewielkiej podaży składników stricte energetycznych.
Odmawianie sobie kolacji, czy też niejedzenie niczego po godzinie 18:00 można przyrównać do przysłowiowego „wylewania dziecka z kąpielą”, oprócz eliminacji nadmiaru kalorii eliminujemy też potencjalne korzyści wynikające ze spożycia dobrze zbilansowanego posiłku i dostarczenia cennych dla zdrowia i sylwetki składników odżywczych.
Treści prezentowane na naszej stronie mają charakter edukacyjny i informacyjny. Dokładamy wszelkich starań, aby były one merytorycznie poprawne. Pamiętaj jednak, że nie zastąpią one indywidualnej konsultacji ze specjalistą, która jest dostosowana do Twojej konkretnej sytuacji.