Tak na dobrą sprawę wszelkie naturalne składniki zawarte w kosmetykach to nie są zanurzone w porannej rosie płatki polnych kwiatów zebranych przez długowłosą dziewicę, tylko (w większości przypadków) przemysłowo przetworzone komponenty poddane rozmaitym procesom technologicznym. Mało tego, czasem zdarza się, że owe naturalne namiastki swoich pierwowzorów występują w towarzystwie konserwantów, stabilizatorów i innych syntetycznych substancji, którym daleko jest do natury. Dotyczy to zwłaszcza topowych preparatów znanych reklam w TV, gdzie głos lektora czy znanej gwiazdy informuje o cudownej mocy liści rumianku, olejku z brzoskwini czy protein jedwabiu…
Są jednak również kosmetyki w 100% naturalne, jak informują producenci – nie zawierające chemii. Czy takie produkty są faktycznie lepsze?
Cóż sam fakt, że coś jest naturalne jeszcze nie gwarantuje, że jest bezpieczne. Najsilniejsze znane człowiekowi trucizny są pochodzenia naturalnego. Piszę o tym jednak by stworzyć pewien kontekst, a nie by sugerować, że w naturalnych kosmetykach jest kurara czy inna niebezpieczna substancja… Faktem jednak jest, iż komponenty pochodzenia naturalnego zawierają nieraz po kilkadziesiąt różnych substancji, z których wiele – może działać alergizująco. Znaczna część potencjalnych alergenów, o których obecności powinien informować odpowiedni zapis na etykiecie jest właśnie pochodzenia naturalnego. Muszą o tym pamiętać alergicy i osoby z wrażliwą skórą, to one bowiem najczęściej stają się ofiarami bio- kampanii.
Wnioski.
Choć uczciwie przyznać trzeba, że są dostępne produkty oparte o surowce pochodzenia naturalnego, które charakteryzują się wysoką jakością i bezpieczeństwem stosowania, to pamiętać jednak należy, że wyższe bezpieczeństwo naturalnych ekstraktów nie jest regułą. Innymi słowy nie każdy produkt „naturalny” jest lepszy niż „nafaszerowany chemią”.