Wg badań, Anna M. Bardone-Cone i wsp. [4], w porównaniu z grupą kontrolną, osoby z historią zaburzeń odżywiania znacznie częściej wybierały wegetarianizm w przeszłości (52%, w porównaniu z 12%), obecnie były wegetarianami (24%, w porównaniu z 6%), a 42% z nich cierpiało na zaburzenia odżywiania ze względu na „niewłaściwą masę ciała” (0% w grupie kontrolnej).
Dowody sugerują, że wśród pacjentów z jadłowstrętem psychicznym (AN, anorexia nervosa) około 50% zgłaszało stosowanie jakiejś odmiany diety wegetariańskiej (45-54%), w porównaniu do około 6-34% ogółu nastolatków i młodych, dorosłych kobiet. W jednym z badań wykazano, że około połowa uczestników z jadłowstrętem psychicznym stwierdziła, że stała się wegetarianami kilka lat przed pojawieniem się poważniejszych zaburzeń odżywiania, podczas gdy w innym eksperymencie wykazano, że jest to prawdą tylko dla części wegetarian z jadłowstrętem psychicznym (6%). Zatem powiązanie, między stosowaniem diety wegetariańskiej a zaburzeniami odżywiania jest niejasne.
Skrajne sposoby odżywiania a zaburzenia w postrzeganiu wizerunku ciała
Z moich obserwacji wynika, iż stosowanie restrykcyjnych diet nasila zaburzenia postrzegania wizerunku ciała. Potwierdzają to psycholodzy.
Wg badań naukowych [Adriana Rybicka-Klimczyk, Anna Brytek-Matera]: „Przeszacowania rozmiarów własnego ciała są tym większe, im mniej ważą badane kobiety, zaś największe deformacje w postrzeganiu własnego ciała występują u osób cierpiących na zaburzenia odżywiania. […] Najczęściej wymienianymi emocjami, które kobiety odczuwają w stosunku do obrazu swojego ciała, są uczucie zadowolenia bądź niezadowolenia z wyglądu zewnętrznego oraz lęk przed przyrostem tkanki tłuszczowej”. [1] Na kilku zawodach (biegowych, nordic walking) spotykałem panie, które twierdziły, iż muszą się odchudzać, tymczasem ich sylwetki wyglądały jakby były właśnie na ostatniej prostej, u schyłku życia, przy w pełni rozwiniętym wyniszczeniu (np. spowodowanym chorobą nowotworową). Dlaczego występowała taka rozbieżność? Bo problem tkwi w ich mózgu, a nie w sylwetce! Często stosowały one diety … wegańskie, przy stosunkowo niewielkiej podaży protein.
Podsumowanie: kobiety często cierpią z powodu zaburzenia postrzegania własnego ciała. Przeceniają zawartość tkanki tłuszczowej w organizmie i uważają, że są grube. Stosowanie restrykcyjnych diet (np. wegańskich) prawdopodobnie może nasilać te zaburzenia. „Ocenianie części ciała, jako szerszych, niż są w rzeczywistości, odnosi się szczególnie do jego dolnych partii: talii, bioder i ud”. [1] Ciężko ocenić, czy stosowanie diety jest przyczyną czy tylko skutkiem zaburzeń w postrzeganiu własnego ciała. Innymi słowy, czy stosowanie restrykcyjnej diety powoduje dalsze, głębsze zaburzenia postrzegania wizerunku własnego ciała, czy też wyimaginowane postrzeganie swojej sylwetki, jako „grubej”, powoduje sięganie po „ekstremalne diety odchudzające”? Cóż, na to pytanie niech każdy odpowie samodzielnie. Im większe inklinacje do diet nie zawierających mięsa (oraz innych produktów odzwierzęcych) wykazuje dana osoba, tym głębsze mogą być zaburzenia, jakie wykazuje (w różnych dziedzinach).
Zaburzenia odżywiania a poglądy na detoksykację ustroju
Skrajnie wychudzone kobiety które napotykałem często twierdziły, iż „muszą się detoksykować”. Nie wiedziały, iż większości toksyn nie da się usunąć z organizmu, gdyż są tam przechowywane przez kilkadziesiąt lat. Niektórzy twierdzą, iż toksyny usuwają zioła, owoce, warzywa, soki, głodówka, a inni, że lewatywa. To niemożliwe. Przykładowo, kadm zalega w organizmie od 10 do 40 lat (taki ma czas połowicznego zaniku), ołów – połowa dawki znika dopiero po 20 latach, a posiada duże depozyty zgromadzone w kościach. Ołów we krwi krąży przez kilkadziesiąt dni (okres półtrwania – 40 dni), a po absorpcji zalega w kościach, zębach, paznokciach itd. Szacuje się, iż kości i zęby są w stanie przyswoić u dorosłych nawet 94% krążącego ołowiu, a u dzieci 70%, co sprawia, iż ołów jest groźniejszy dla dzieci (więcej ołowiu zostaje rozlokowane w innych częściach ciała, ten zgromadzony w kościach czy zębach jest choć trochę odizolowany od układu krążenia). [2]
Przykro mi, ale amerykańskie ośrodki CDC (Centra Zwalczania i Prewencji Chorób; ang. Centers for Disease Control and Prevention) ostrzegają, iż wiele „leków medycyny ludowej” jest skażonych ołowiem lub związkami ołowiu. Na przykład, Daw Tway to środek ułatwiający trawienie, stosowany w Tajlandii i Myanmarze (Birma). Analiza próbek Daw Tway wykazała aż 970 części na 1 milion (ppm) ołowiu. Próbki Daw Tway zawierały również wysokie poziomy arsenu, sięgające nawet 7,100 ppm. Zarówno arsen, jak i ołów, są wyjątkowo szkodliwe dla ustroju człowieka.
U człowieka ołów wywołuje:
- obniżenie szybkości przewodzenia we włóknach ruchowych wolnoprzewodzących,
- obniżenie liczby plemników,
- obniżenie szybkości przewodzenia w nerwach obwodowych,
- nasilone objawy z ośrodkowego układu nerwowego,
- zmniejszenie poziomu hemoglobiny i ilości erytrocytów,
- toksyczne działanie na kanaliki nerkowe,
- encefalopatię ołowiczą,
- kolkaĘ ołowiczą,
- przewlekłą nefropatię,
- drgawki padaczkopodobne,
- zaburzenia psychiczne,
- zmiany w krwinkach czerwonych (zasadowo-nakrapiane) i erytroblastach (zasadowo-nakrapiane w szpiku kostnym).
Podsumowanie: niektórzy naukowcy (np. David Servan-Schreiber), jako detoksykację rozumieją „zaprzestanie akumulacji toksyn”. Tymczasem większość stron w Internecie, szczególnie poświęconych „alternatywnej medycynie” (współczesnemu szamaństwu) głosi, iż toksyny usuwają: zioła, owoce, warzywa, soki, głodówka, inni, że lewatywa. Niestety nie ma na to żadnych dowodów. Wiele wskazuje na to, iż zioła, owoce, warzywa i soki również mogą zawierać metale ciężkie, a więc prowadzić do akumulacji trujących związków w ustroju. Natomiast wiele ze środków stosowanych, jako “naturalne leki” może zawierać metale ciężkie lub inne trucizny.
„Ale przecież warzywa i owoce są zdrowe”
Zandstra BH i wsp. [3] udowodnili, iż korzenie marchwi mogą absorbować pozostałości arsenu, gdy są uprawiane w glebie, która była wcześniej traktowana pestycydami arsenowymi. Pozostałości arsenu w uprawach mogą również wynikać z niewłaściwego stosowania herbicydów arsenowych. Aby porównać potencjalne źródła pozostałości arsenu, marchew posadzono w glebie mineralnej lub organicznej i potraktowano po wzejściu herbicydem metanarsonian monosodu (MSMA) w dawce: 0, 0.56, 1.12, 2.24, 4.48 lub 8,96 kg / ha. Stężenie arsenu we wszystkich częściach roślin spadło między 30 dniem przed planowanym zbiorem a zbiorami. Stężenie arsenu w obranych korzeniach marchwi wahało się od wartości poniżej granicy wykrywalności (LOD) dla marchwi nie narażonej na herbicydy do 0,963 mg / kg dla marchwi traktowanej 8,96 kg ha MSMA.
W innym badaniu marchew hodowano w szklarni w glebie zebranej ze starego sadu, który przez wiele lat był opryskiwany arsenianem ołowiu. Stara gleba sadownicza wykazywała stężenie arsenu 110 mg / kg, a podobna gleba pochodzącego z innego rejonu (kontrolna) wykazywała stężenie arsenu wynoszące 1,97 mg / kg. Wszystkie segmenty roślin marchwi z roślin uprawianych w starej glebie sadowniczej miały wyższe stężenia arsenu, niż te z gleby mało skażonej.
Wyniki:
- obrane korzenie marchwi pochodzące z gleby skażonej arsenem (kontrolnej) zawierały 0,034 mg / kg arsenu,
- obrane korzenie ze starej gleby sadowniczej (skażonej arsenem) zawierały 0,135 mg arsenu / kg, czyli 297.1% więcej!
- w glebie pochodzącej ze starego sadu stężenie ołowiu wynosiło 496 mg na kg, w porównaniu z 6,52 mg / kg dla gleby kontrolnej (7500% więcej!),
- obrane korzenie marchwi ze starej gleby sadowniczej zawierały 0,885 mg ołowiu / kg, a obrane korzenie z gleby kontrolnej zawierały 0,147 mg ołowiu / kg (czyli marchew ze skażonej gleby miała 502% więcej ołowiu).
Warzywa i owoce mogą być skażone metalami ciężkimi, w tym ołowiem, gdyż w wielu rejonach świata skażona jest gleba. Gleba gromadzi ołów pochodzący zazwyczaj z rur, farb ołowiowych i emisji resztkowych z benzyny ołowiowej, która była używana dziesiątki lat przed wydaniem rozporządzenia przez Agencję Ochrony Środowiska około 1980 r. Ołów z rur wodociągowych wchodzących do domów jest jednym z głównych źródeł skażenia (Moore, 1977). W przypadku spożywanego ołowiu szybkość wchłaniania przez organizm jest bardzo wysoka - absorbowane jest 20–70%, a u dzieci nawet więcej. Szybkość absorpcji ołowiu przez skórę jest niska. [2]
Jedzenie w proszku, czyli zakamuflowana reklama
Najnowszym hitem jest jedzenie w proszku, np. z firmy Huel. Podobnie, jak Rich Piana nie jestem zwolennikiem podobnego pokarmu - mówię o zamianie wszystkich posiłków na proszek! Firmy produkujące podobnego rodzaju „posiłki w proszku” wydają dziesiątki czy nawet setki tysięcy dolarów na opłacanie osób budujących korzystny obraz produktów. Gdyby to „jedzenie” miało zastąpić jeden posiłek wciągu dnia, nie widziałbym tu żadnego problemu. Ale gdzie tam, na stronach internetowych sugeruje się, iż te produkty są pełnowartościową dietą i mogą zastąpić wszystkie posiłki! Ja nazywam to znaczną przesadą, w dobie „poprawności politycznej” i ugładzania wszystkiego nazywa się to „marketingiem”. Wybrany bloger, autor, redaktor, zachwala produkty, opisuje, jak zmieniły one jego życie i jak pozwoliły mu np. schudnąć. Dziesiątki tysięcy owieczek szukających „tej jedynej, najlepszej diety” i „sposobu na schudnięcie” trafiają na podobną stronę i kierują swoje kroki po jedzenie w proszku. Widzę tu wiele problemów, a sprawa jest dla mnie bardzo niepokojąca.
Czy mieszanki Huel zastępują jedzenie?
Przede wszystkim nie wolno nazywać posiłków w proszku pełnowartościowym jedzeniem. Jest to skrajnie przetworzony pokarm, którego w diecie nie powinno być więcej, niż 5-10% (wg niektórych, w ogóle nie powinien być składnikiem diety).
Po drugie, skąd możesz wiedzieć, iż jedzenie w proszku dostarcza wszystkich niezbędnych składników? Nikt tego nie wie, bo na razie w pewnych dziedzinach dietetyki odkryliśmy dopiero część prawdy. Całkiem możliwe, iż „pokarm w proszku” nie dostarczy kilkudziesięciu (kilkuset?) potrzebnych ciału związków.
Po trzecie, pomysł zastępowania jedzenia proszkiem zasługuje na nagrodę, ale Darwina. Człowiek tysiące lat ewoluował i przystosowywał się do pokarmu pochodzącego ze środowiska, a nie do „całodziennej porcji proszku”.
“No tak, ale kulturyści sięgają po odżywki białkowe?”
Tak, bo obok pełnowartościowej diety nie są w stanie przejeść tyle protein, np. zwierzęcych, dziennie, w postaci mięsa. Nie należy mylić dostarczania tych odżywek z próbą zastąpienia całego jadłospisu … proszkiem.