Jeżeli poświęcicie choć chwilę, by przyjrzeć się klientom klubu fitness, to zauważycie, że tych “kręcących” aero można by podzielić na dwie grupy:
- pierwsza — dający z siebie 100% energii, nieoszczędzający się, niebojący się ani zmęczenia, ani potu, wyraźnie zmotywowani, posiadający jasno sprecyzowany cel,
- druga — są to osoby, które z jednej strony coś by chciały zmienić zarówno w swoim życiu, jak i wyglądzie, jednak albo wybrana przez nie aktywność fizyczna je wyjątkowo nudzi i próbują tę nudę zabić, albo pałają niechęcią do ruchu w ogóle i fakt, że mogą robić coś w trakcie wykonywania ćwiczeń, działa na nie jako dobry motywator.
Lepiej robić cokolwiek niż nie robić nic
Teoretycznie można by powiedzieć, że rzeczywiście korzystniejszą jest sytuacja, w wyniku której dana osoba podejmuje jakąkolwiek aktywność fizyczną, niż gdyby miała nieustannie przebywać w domu. Z drugiej strony jednak pojawia się problem, kiedy taki delikwent jest rozczarowany brakiem jakichkolwiek rezultatów — w końcu chodzi na siłownię i “ćwiczy” np. 2 godziny!
Niestety “slow motion” na orbitreku czy też jedno “przekręcenie pedałami” na 10 przeczytanych stronic książki to o wiele za mało, by miało wpływ na kształtowanie sylwetki, czyli spalanie tkanki tłuszczowe. Warto uświadomić namiętnych pochłaniaczy lektur (zwłaszcza tych, dla których ruch to udręka i kara najgorsza z możliwych), że odłożenie książki i przyspieszenie “pedałowania” nie dość, że niosłoby za sobą lepsze efekty, gdyż organizm rzeczywiście byłby zmuszony do wysiłku, a do tego pozwoliłoby skrócić ilość czasu spędzanego na znienawidzonych maszynach cardio.