Podczas spożywania posiłku i po jego zakończeniu uwalniane są rozmaite hormony i neuroprzekaźniki, które nie tylko oddziałują na przebieg procesów trawiennych oraz metabolizm wchłoniętych składników odżywczych, ale również wpływają na uczucie sytości. Nie zagłębiając się zbytnio w fizjologię można powiedzieć, że nasz mózg potrzebuje nieraz kilkunastu minut by odczytać wysyłane do niego sygnały z innych narządów, mówiące o tym, że spożyliśmy już solidną dawkę pokarmu.
W przypadku bazowania na nisko przetworzonej żywności i przy starannym przeżuwaniu każdego kęsa pojawiające się po pewnym czasie uczucie sytości sprawiłoby, że wstalibyśmy od stołu w porę, czyli nie doprowadzilibyśmy do stanu przejedzenia. W sytuacji w której jednak akt spożywania pokarmu przypomina wyścig z czasem, co ma miejsce podczas pośpiesznego spożywania posiłków, mechanizm regulacyjny po prostu nie zdąży zadziałać i tym samym zjemy więcej niż wynosi nasze zapotrzebowanie.
Zależność ta została zobrazowana m.in. w badaniach z udziałem otyłych dzieci i młodzieży w wieku 9 – 17 lat. W jednym z eksperymentów przeprowadzonym przez brytyjskich naukowców (Ford i wsp.) sam fakt wydłużenia czasu spożycia posiłków powodował konsekwentny spadek masy ciała. Do podobnych wniosków doprowadziło inne badanie, w którym autorzy (Galhardo i wsp.) zaobserwowali, że wraz z wydłużeniem czasu spożywania posiłków obniża się poziom greliny (hormonu odpowiedzialnego między innymi za regulację apetytu). Innymi słowy młodzież, która jadła wolniej – była mniej głodna.
Warto więc zwracać uwagę nie tylko na to co jemy i ile tego jemy, ale także w jakim tempie konsumujemy posiłki. Kwestia ta może mieć bowiem istotny wpływ na to, czy uda nam się utrzymać założenia diety w praktyce. Warto także pamiętać, że staranne przeżuwanie kęsów ma także znaczenie dla przebiegu procesów trawiennych i przyswajania niektórych składników odżywczych (zwłaszcza aminokwasów), a także – ciekawostka - działa antystresowo pomagając obniżyć poziom kortyzolu. Jak widać - opłaca się jeść powoli.