W związku z powyższym nie tylko suplementy, ale także żywność konwencjonalna zawierająca nieorganiczne formy składników mineralnych traktowane są jako mało wartościowe. Czy owo przekonanie jest słuszne?
Chcąc odpowiedzieć na to pytanie warto posłużyć się przykładem wody mineralnej. Jeżeli weźmiemy do ręki butelkę jakiejkolwiek „mineralki” zauważymy, że na etykiecie podana jest zawartość poszczególnych pierwiastków takich jak choćby sód, magnez czy wapń. Pierwiastki te jednak występują w postaci nieorganicznej jako wodorowęglany, chlorki czy siarczany, tak więc – biorąc pod uwagę popularne przekonania – nie powinny się wchłaniać, a jeśli już – to w ilościach nieznaczących dla dziennego zapotrzebowania. Tymczasem jak się okazuje – jest zupełnie inaczej.
Dostępna literatura wskazuje na to, że wchłanianie wapnia z wód mineralnych jest nieraz wyższe niż z produktów mlecznych (Böhmer i wsp.), które traktowane są przecież powszechnie jako jedne z lepszych źródeł tego pierwiastka. Również biodostępność wapnia jest przynajmniej równie wysoka z wód co z mleka. Wynika to z faktu, że wody mineralne zasobne w wodorowęglany dodatkowo zmniejszają straty wapnia z moczem. Dr Robert P. Heaney z Uniwersytetu Creighton w Omaha w opublikowanej kilka lat temu pracy na podstawie zebranych danych stwierdził, że konsumpcja wody mineralnej może stanowić znakomity sposób na zwiększenie spożycia wapnia w przypadku osób niedostarczających odpowiedniej jego ilości (czyli sporej części zachodnich społeczeństw). Podobnego zdania są inni badacze, którzy zajmowali się wchłanianiem tego pierwiastka z wód mineralnych oraz zagadnieniami związanymi z osteoporozą.
Jak wspomniałem wapń w wodach mineralnych występuje w formach nieorganicznych. Okazuje się jednak, że pomimo to jest on całkiem użyteczny dla naszego organizmu. Możliwe więc, że osoby, które tkwią w przekonaniu, że tylko składniki mineralne w chleatowanych formach są efektywnie wchłaniane przez nasz organizm powinny zweryfikować swój pogląd?