W świecie, w którym każdy może w kilka kliknięć kupić kurs online, coraz częściej spotykam osoby, które przedstawiają się jako „dietetycy”, choć nigdy nie były na uczelni, nie widziały pacjenta, a ich wiedza kończy się na krótkim kursie lub medialnych hasłach z portali społecznościowych. Mylą fizjologię z trendami, a zasady leczenia chorób przewlekłych zastępują modą na eliminacje i restrykcje. Problem zaczyna się wtedy, gdy osoby korzystające z ich porad trafiają do lekarzy z powikłaniami, bo „ekspert” z Instagrama pomylił analizy badań z interpretacją horoskopu.
Internetowy guru kontra rzeczywistość
Najpoważniejszy kłopot nie dotyczy samych błędów merytorycznych, ale postawy, która często im towarzyszy. Samozwańczy dietetycy potrafią prezentować swoje teorie z ogromną pewnością siebie, nie zdając sobie sprawy, jak niewiele wiedzą. To charakterystyczne dla osób, które nie przeszły pełnego procesu edukacji – nie poznały ciężaru odpowiedzialności za zdrowie człowieka, nie widziały przypadków klinicznych, nie zetknęły się z realnymi konsekwencjami błędów. Bez doświadczenia łatwo czuć się nieomylnym, bo nie zna się granic własnej niewiedzy.
Wiedza medyczna to nie puzzle z TikToka
W świecie specjalistów — lekarzy, prawdziwych dietetyków klinicznych, diagnostów laboratoryjnych — pokora to fundament pracy. Osoby po kursach często jej nie mają, bo nigdy nie musiały konfrontować teorii z nauką, praktyką czy odpowiedzialnością prawną. Gdy trafiają na media społecznościowe, ich pewność siebie rośnie szybciej niż kompetencje, a odbiorcy mylą płynność wypowiedzi z wiedzą.
Tymczasem interpretacja badań, prowadzenie pacjentów z chorobami przewlekłymi czy praca z osobami o zaburzonym metabolizmie wymaga czegoś więcej niż „intuicji i doświadczenia na sobie”.
Gdy „specjalista” pomyli ambicje z terapią
W gabinetach lekarzy i dietetyków klinicznych regularnie pojawiają się osoby, które stosowały diety eliminacyjne bez wskazań, suplementację bez kontroli, albo — co gorsza — odstawiły leki, bo tak poradził ktoś, kto „zna się na zdrowiu”. Problemy hormonalne, zaburzenia miesiączkowania, anemia, przewlekłe zmęczenie, bóle mięśniowe, hiponatremia — to częste skutki braku profesjonalnej opieki. I to konsekwencje realne, a nie medialne.
Afera pewności siebie także w świecie siłowni
Podobny schemat widać w środowisku fitness — szczególnie u osób, które po jednym starcie w zawodach, szybkim cyklu redukcyjnym lub jednym sezonie „robienia formy” ogłaszają się ekspertami od farmakologii, zdrowia, hormonów i suplementacji. Krótkotrwały sukces i mocny wygląd dają poczucie wszechmocy, a jednocześnie kompletny brak świadomości o tym, co dzieje się w ludzkim organizmie. Tacy samozwańczy trenerzy potrafią doradzać protokoły, które zagrażają zdrowiu, bo ich jedynym doświadczeniem jest to, co sami wzięli lub wyczytali na grupach.
Ekspert to nie ktoś, kto „zrobił formę”
Nie ma nic złego w pasji, treningu, ambicji czy chęci pomagania innym. Problem zaczyna się wtedy, gdy ktoś myli własną przygodę z nauką i zaczyna doradzać w kwestiach, które powinny być prowadzone przez osoby z wykształceniem medycznym. Fizjologia, patofizjologia, endokrynologia, farmakologia, żywienie kliniczne — to nie są dziedziny, które opanowuje się bezbłędnie po 203 kursach lub w trakcie przygotowań do zawodów, nawet najbardziej wymagających.
Treści prezentowane na naszej stronie mają charakter edukacyjny i informacyjny. Dokładamy wszelkich starań, aby były one merytorycznie poprawne. Pamiętaj jednak, że nie zastąpią one indywidualnej konsultacji ze specjalistą, która jest dostosowana do Twojej konkretnej sytuacji.