Zupy mogą stanowić wartościowy element zdrowej diety. Niestety bardzo często zdarza się, że zamiast dostarczać cennych witamin, składników mineralnych, błonnika i innych przydatnych składników, stają się źródłem substancji szkodliwych. Najgorsze jest to, że tak naprawdę mało kto zdaje sobie z tego sprawę, że „domowy rosół” może tak naprawdę zawierać związki szkodliwe dla zdrowia wypadając nie lepiej niż „zupki chińskie” z marketów… Wszystko to za sprawę integralnego składnika receptury wielu zup, czyli – kostki rosołowej. Co takiego zawiera, że stanowi takie zagrożenie?
Chemiczna przyprawa
Jeśli komuś wydaje się, że kostka rosołowa jedynie „wydobywa głębię smaku” z przygotowywanej potrawy, ten niestety powinien zrobić sobie dłuższy detoks od telewizyjnych reklam. Prawda jest taka, że kostka rosołowa jest w stanie zmienić nawet najzdrowsze danie w potrawę zbliżoną właściwościami do dań serwowanych w barach szybkiej obsługi. Kiedy uważnie przestudiujemy jej skład to okaże się, że to skoncentrowana mieszanina niepożądanych związków, z których wybrane w sposób ewidentny niekorzystnie wpływać mogą na funkcjonowanie ludzkiego organizmu. Mowa tutaj o dodatkach takich jak:
sól, (sama jej obecność w diecie nie jest problemem, ale nadmierne jest spożycie może niekorzystnie wpływać na śluzówkę żołądka i ciśnienie tętnicze krwi),
tłuszcz roślinny utwardzony, (nawet niewielkie dawki tego składnika mogą niekorzystnie wpływać na gospodarkę lipidową i glukozową sprzyjając rozwojowi miażdżycy i innych chorób – tłuszcz utwardzony zwany też inaczej – uwodornionym jest źródłem szkodliwych izomerów trans wielonienasyconych kwasów tłuszczowych),
glutaminian monosodowy, inozynian disodowy, guanylan disodowy, (chociaż wbrew temu co się obiegowo sądzi nie muszą być to składniki szkodliwe, w takim sensie, że wywołują nowotwory czy inne choroby, to wraz z solą, cukrami i tłuszczem tak podnoszą wyrazistość smakową potrawy, że może to zaburzać mechanizmy kontroli łaknienia, w efekcie – jemy więcej niż potrzebuje nasz organizm, co – jak łatwo się domyślić - sprzyja gromadzeniu tkanki tłuszczowej, trudno jest nam bowiem limitować spożycie energii),
skrobia modyfikowana, cukier, maltodekstryna, syrop glukozowo-fruktozowy (tych składników nikomu nie trzeba przedstawiać, jest ich wszędzie pełno, a ich nadmiar to poważny problem współczesnej „diety zachodniej”, który prowadzić może m.in. do nadwagi, otyłości, miażdżycy, cukrzycy i wielu innych uciążliwych i niebezpiecznych przypadłości),
barwniki takie jak karmel amoniakalny (związek ten uznawany bywa generalnie za bezpieczny, ale znamienne jest, że w 2011 roku International Agency for Research on Cancer uznała go za substancję potencjalnie kancerogenną dla człowieka).
Najciekawsze jest to, że w zasadzie oprócz wspomnianych powyżej składników, wiele więcej komponentów w kostkach rosołowych nie ma. Można tam znaleźć ewentualnie drożdże, ekstrakty z rozmaitych przypraw, ale bazą są utwardzone tłuszcze, cukry rafinowane i wzmacniacze smaku oraz sól. Paradoks polega na tym, że nawet jeśli ugotujemy zupę z użyciem warzyw z własnego ogródka i mięsa ekologicznego, a dodamy do niej kostki rosołowej, to uczynimy z dania „junk food”. Tymczasem wiele osób tak właśnie robi, nie zdając sobie zupełnie sprawy, że umieszcza w swojej diecie substancje szkodliwe, takie jak izomery trans wielonienasyconych kwasów tłuszczowych!
Czy nie ma w tym przesady?
Teoretycznie mogłoby się wydawać, że robienie zagrożenia z małej kostki rosołowej, której używa się w niewielkich ilościach, jest niepoważne. W praktyce jednak sytuacja nie jest taka prosta. Faktycznie nikt przecież nie zjada kostek rosołowych na kilogramy, ale dla wielu osób są integralnym elementem diety. Stanowią one skoncentrowane źródło składników, których i tak na co dzień zazwyczaj jemy za dużo i które mogą być groźne dla zdrowia. Zazwyczaj negatywny wpływ diety na organizm jest skutkiem „sumowania czynników”. Kostki rosołowe mogą być właśnie częścią składową tego procesu i dlatego warto ich unikać i warto mieć na uwadze fakt, że zbagatelizowanie ich niekorzystnych walorów jest po prostu błędem.
Podsumowanie czyli rozwiązanie problemu
Rozwiązaniem przedstawionego problemu jest oczywiście rezygnacja z używania konwencjonalnych kostek rosołowych dostępnych w spożywczych sklepach. Osobom przyzwyczajonym do smaku dań przygotowywanych z zastosowaniem tego typu dodatków może być początkowo trudno przyzwyczaić się do potraw bez ich udziału. To w gruncie rzeczy może się wydawać zabawne, że tak trudno znieść brak dodatku kostki rosołowej w potrawie, ale w rzeczywistości nie ma tutaj powodu do śmiechu, bo raz że wielu osobom potrawy bez niej po prostu nie smakują, a dwa – nieodparta chęć doprawienia owych dań manifestuje się niemal jak oznaka pewnego uzależnienia. Można to piętnować, a można też użyć sprytnego triku. Otóż nie wszystkie kostki rosołowe to zło wcielone.
W ramach lepszej alternatywy można wybierać produkty pozbawione tłuszczów utwardzonych i cukrów rafinowanych oraz podejrzanych barwników, najlepiej te z dopiskiem „BIO”. Poza tym kostki można również zastąpić warzywami i naturalnymi przyprawami lub przygotować je po prostu samodzielnie. W tym celu można ugotować rosół używając należy 3 – 4 x większej dawki wszystkich składników oprócz wody (tej należy dać tyle samo co zwykle – dzięki temu wywar będzie bardziej „stężony”). Powstały bulion po ostygnięciu wystarczy umieścić w zamrażalniku i używać później zależnie od potrzeb. Domowe kostki rosołowe można przechowywać w zamrażalniku nawet kilka miesięcy.