Produkcją żywności rządzi biznes. Wiem, że to banał, ale taka jest prawda i warto o niej pamiętać. Biznes z definicji nastawiony jest na generowanie zysku możliwie najniższym kosztem. Wszystko jest OK., póki wszystkie zainteresowane strony znają zasady transakcji. Niestety w przypadku produktów spożywczych konsumenci, czyli my, zazwyczaj nie mamy świadomości dotyczącej tego, jakich trików używają wielkie koncerny, byśmy kupowali i konsumowali więcej. W niniejszym poradniku przyjrzymy się im bliżej. Uwaga! To jest artykuł dla ludzi o mocnych nerwach.
W szponach cukrowo-tłuszczowego nałogu
W dzisiejszych czasach opracowanie finalnego składu surowcowego dla nowego produktu żywnościowego poprzedzone jest serią działań i badań. Celem jest jednak uzyskanie nie tylko produktu smacznego, ale wręcz – uwaga – uzależniającego. Chodzi bowiem o to, by nie tylko zdobyć sympatię konsumentów, ale przede wszystkim by ich „zmusić” do kupowania danego artykułu. Dobrze skrojona reklama i ładne opakowania oczywiście robią swoje, ale prawdziwy sekret kryje się w recepturze, a dokładnie w umiejętnym zastosowaniu mieszanki soli, tłuszczu i cukru i kilku innych dodatków, tak by wywoływały niezwykle silne wrażenia kojarzone z uczuciem błogostanu, podobnego do tego, który uzyskiwany jest po niektórych środkach odurzających!
Bezustannie prowadzone są intensywne badania pozwalające określić, jakie proporcje wspomnianych przed chwilą składników są najbardziej skuteczne w wywoływaniu takiego efektu, nazywanego profesjonalnie efektem „zachęcającym do konsumpcji” (cóż za zgrabny eufemizm)… Niektóre firmy posługują się urządzeniami pozwalającymi zobrazować zmiany w mózgu po konsumpcji poszczególnych produktów, dzięki czemu możliwe jest określenie reakcji neurologicznej organizmu na spożycie poszczególnych kombinacji soli, cukru, tłuszczu i wzmacniaczy smaku. Na podstawie tych obserwacji tworzone są potem specjalne wzory matematyczne, używane następnie przy tworzeniu receptur nowych produktów.
Co ciekawe, nie tylko proporcje poszczególnych składników mają znaczenie dla efektów zmysłowych jakie wywołują zawierające je produkty. Cukry takie jak sacharoza, a także sól bywają również poddawane specjalnym modyfikacjom fizycznym, mającym na celu wywołanie gwałtownej stymulacji receptorów smakowych i uzyskanie efektu „eksplozji smaku” po ich spożyciu. Znakomicie sprawdza się tutaj mikronizacja, a także staranne kształtowanie i rozmieszczanie drobinek cukrowych, solnych i tłuszczowych w strukturze produktu. Chociaż wydaje się to wręcz nieprawdopodobne, to procesy tego typu przeprowadzane są z najwyższą skrupulatnością.
Spokojnie, to „tylko” socjotechnika
Zastanówmy się dobrze: rosnąca popularność niskojakościowych produktów żywnościowych nafaszerowanych cukrem, solą, rafinowanymi tłuszczami i innymi dodatkami jest wbrew logice. Przecież moda na zdrowy tryb życia z jednej strony i epidemia otyłości z drugiej nie są okolicznościami, które sprzyjają sprzedaży produktów tuczących i niezdrowych. Mimo to jednak ciągle chętnie zajadamy się śmieciowym jedzeniem. Jak to możliwe? Oczywiście kwestia właściwości uzależniających tego typu produktów ma tutaj duże znaczenie, ale mało realne jest by była jedyną przyczyną tego stanu rzeczy. W grę wchodzą także inne czynniki.
Nie trzeba być specjalnie wnikliwym obserwatorem otaczającej rzeczywistości by zauważyć, że w promocję niektórych produktów żywnościowych chętnie angażują się podmioty kojarzone ze zdrowiem publicznym, a przynajmniej wzbudzające zaufanie. Przykładem może być ostatnio lansowana akcja programu pt.: „5 porcji warzyw, owoców lub soku”, której partnerem jest Instytut Żywności i Żywienia. Niby cel wydaje się szczytny, chodzi o to by zachęcić wszystkich, a przede wszystkim młodzież do zwiększenia ilości warzyw i owoców w diecie.
Kłopot polega jednak na tym, że samo hasło owej akcji sugeruje, że wypicie soku z kartonika jest równoważne spożyciu porcji warzyw lub owoców. Tak tymczasem nie jest. Co więcej jej potencjalnym skutkiem może być nawet zmniejszenie spożywania warzyw i owoców na rzecz konsumpcji soków (bo tak jest smaczniej, szybciej i wygodniej). Patrząc na współczesne trendy faktycznie zauważyć możns, iż pojawił się problem nadmiernej konsumpcji słodkich napojów. Soki owocowe są co prawda bardziej wartościowym składnikiem diety niż napoje typu cola, ale – pomimo iż niedosładzane – dostarczają tyle samo cukru! A że cukier ten jest „naturalnego pochodzenia”? Cóż, stwierdzenie to znaczy tyle co nic, na cukierniczce również można byłoby umieścić podobne hasło, gdyż zawarta w niej sacharoza pochodzi z buraka cukrowego…
Akcja z sokami to tylko przykład, podobnych sytuacji jest oczywiście więcej. Na przesłodzonych produktach śniadaniowych znaleźć można piramidę żywieniową oraz wzmiankę o tym, że receptura produktu zgodna jest z zasadami zdrowego żywienia. Co ciekawe podobne informacje pojawiają się nawet na wyrobach cukierniczych (wystarczy dodatek mąki z pełnego ziarna). Producenci żywności uważnie śledzą oczekiwania rynku i wychodzą im naprzeciw, a nawet starają się je kreować i mają ku temu odpowiednie narzędzia, co niestety – jest szczególnie widoczne w przypadku reklam produktów dla dzieci…
Odtłuszczona alternatywa
Negatywny wpływ spożywania wysoko przetworzonych produktów żywnościowych na masę i skład ciała jest powszechnie znanym faktem. Zarówno sami konsumenci jak i instytucje rządowe zajmujące się zdrowiem publicznym podejmują pewne kroki by wymusić na producentach żywności zmianę polityki na taką, która nie jest nastawiona jedynie na „zysk kosztem zdrowia”. W praktyce niestety efekty owych starań rzadko kiedy bywają budujące. Przykładem może być cała gama produktów „light”, mających stanowić, zdrowszą i mniej kaloryczną alternatywę dla konwencjonalnych artykułów spożywczych.
Niestety fakty są takie, że wprowadzenie tego typu produktów na rynek nic nie zmienia w kwestii problemu nadwagi i otyłości. Problem polega na tym, że najczęściej obniżanie kaloryczności polega na zastępowaniu części zawartego w nich tłuszczu - cukrem, który choć charakteryzuje się niższą wartością energetyczną, to jest jeszcze bardziej tuczący i uzależniający. Mało tego, badania naukowe pokazują, że produktów typu „light” chętnie jadamy więcej niż ich konwencjonalnych odpowiedników, podświadomie bowiem wierzymy, że nie tylko nie tuczą, ale wręcz odchudzają! Prowadzi to do nasilonego przejadania się i pogłębienia problemu.
Czy sami jesteśmy sobie winni?
Możemy się buntować przeciwko sprytnym i nikczemnym zabiegom producentów żywności mających na celu uzależnienie nas od oferowanych przez nich produktów i zwiększenia ich konsumpcji. Powiem więcej – powinniśmy to robić, za słowami iść powinny jednak czyny. Fakty niestety są takie, że mało komu z nas smakowałyby słodycze pozbawione cukru, chipsy pozbawione soli czy frytki pozbawione tłuszczu. My konsumenci, powinniśmy wziąć na swoje barki część odpowiedzialności za własne wybory żywieniowe, bo tak naprawdę mamy odpowiednie narzędzia, by bronić się przed manipulacją. Mamy też odpowiednie narzędzia by kreować zachowania żywieniowe naszych dzieci. Na co dzień zajęci jednak jesteśmy „innymi sprawami” i jeśli chodzi o kwestie związane z odżywianiem, wybieramy dobrze wydeptaną ścieżkę, która prowadzi nas do krainy solą, cukrem i tłuszczem płynącej. Niestety, wpadliśmy w pułapkę, z której wydostać musimy się sami, inaczej będziemy grubi, przejedzeni i sfrustrowani.
Treści prezentowane na naszej stronie mają charakter edukacyjny i informacyjny. Dokładamy wszelkich starań, aby były one merytorycznie poprawne. Pamiętaj jednak, że nie zastąpią one indywidualnej konsultacji ze specjalistą, która jest dostosowana do Twojej konkretnej sytuacji.