Reżim żywieniowy polegający na spożywaniu 6 regularnych posiłków ciągu dnia, o podobnej kaloryczności i powtarzalnej ilości pełnowartościowego białka (30g) w ostatnich czasach trochę się zużył. Przesadny nacisk na utrzymanie uciążliwego reżimu diety, straszenie katabolizmem czy spowolnieniem metabolizmu przy omijaniu posiłków lub zmniejszeniu ich częstotliwości doprowadziły do absurdalnej sytuacji, w której osoby dbające o sylwetkę musiałby plan dnia i rozkład obowiązków podporządkowywać „diecie”.
Taki klimat oczywiście nie jest zbyt komfortowy i już sam w sobie wymaga pewnej „wentylacji”, a znakomitą okazją do zakwestionowania „dietetycznej poprawności” okazały się wyniki badań nad tzw. „przerywanym postem”
Czym jest Intermittent Fasting?
Intermittent fasting, czyli w wolnym tłumaczeniu „okresowy post” czy może „okazjonalna głodówka”, to specyficzna koncepcja planowania jadłospisu polegająca na wprowadzeniu celowej, okresowej restrykcji kalorycznej czy też jak chcą niektórzy: „rozsuwanie w czasie” posiłków w taki sposób, by wygenerować dłuższą (najczęściej kilkunastogodzinną) przerwę w ich spożyciu. W praktyce istnieje wiele odmian IF, na forach sportowych szczególnym zainteresowaniem cieszy się model zakładający około 14 – 18 godzin postu, następnie ok. 6 – 10h „uczty” (choć są inne opcje, np. takie, które zakładają 24 godziny postu). Poleca się przy tym, by trening robić raczej na czczo, a pierwszy posiłek w ciągu dnia spożyć po zakończeniu wysiłku.
W praktyce wygląda to najczęściej tak, że od porannej pobudki do godzin popołudniowych należy pościć, a jeść w godzinach popołudniowych i wieczornych. Jak więc widać , ten sposób odżywiania stanowi zaprzeczenie obowiązujących „dogmatów żywieniowych”, co wydaje się być problematyczne i ryzykowne. Entuzjaści – osoby aktywne fizycznie – przekonują, że dzięki takiemu rozkładowi posiłków można uzyskać znakomitą formę fizyczną i poprawić swoje samopoczucie. Zdaniem wielu osób najlepiej taki sposób odżywiania wprowadzać ostrożnie, początkowo rezygnując ze śniadań i stopniowo odsuwając w czasie moment spożycia posiłku.
Co jednak z katabolizmem, spowolnioną przemianą materii i innym negatywnymi konsekwencjami?
Powinny przecież nastąpić w przypadku takiej diety.
Przecież utarło się, że opuszczenie nawet jednego posiłku w co-trzygodzinnym rytuale zajadania się kurczakiem z ryżem doprowadzić może do strat w tkance mięśniowej. Realizowanie swojego zapotrzebowania kalorycznego w drugiej połowie dnia po przerwie w „dostawie białka i energii”, która podobno „przestawia organizm na magazynowanie” powinno skończyć się fałdą na brzuchu, podobnie jak zajadanie się na wieczór węglowodanami.
Dlaczego tak się nie dzieje?
Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w kolejnej części artykułu, do której przeczytania serdecznie zachęcam. Już jutro, obszerny artykuł omawiający zagadki kontrowersyjnych programów żywieniowych.
Treści prezentowane na naszej stronie mają charakter edukacyjny i informacyjny. Dokładamy wszelkich starań, aby były one merytorycznie poprawne. Pamiętaj jednak, że nie zastąpią one indywidualnej konsultacji ze specjalistą, która jest dostosowana do Twojej konkretnej sytuacji.