Zdecydowanie najbardziej kuszące jest to, że kupując zestaw składający się z coli, hamburgera, frytek i lodów, płacimy mniej niż gdybyśmy kupowali każdy z tych produktów osobno. Równie atrakcyjne jest zamówienie większej dwukrotnie porcji zaledwie o 20% droższej niż porcja standardowa. W praktyce jednak okazuje się, że summa summarum wydajemy więcej, zjadamy więcej i zamawiamy produkty, na które normalnie byśmy się nie zdecydowali. Przykładowo posiłek składający się z kawy i dużego hamburgera to około 500–600 kcal, jeśli jednak weźmiemy (w tej samej cenie) zestaw wzbogacony o duże frytki, gdzie zamiast kawy pojawi się duża cola z cukrem, to okaże się, że dostarczymy nawet 1500 kcal…
Tymczasem pierwszą opcją najprawdopodobniej również zwalczylibyśmy głód, a nie doprowadzilibyśmy do stanu przejedzenia.
Chociaż posiłek składający się z hamburgera i kawy bez cukru nie jest grzechem kardynalnym – ot trudno go po prostu uznać za kwintesencje zdrowotności, to zestaw powiększony z frytkami nafaszerowanymi kwasami tłuszczowymi trans i colą naszpikowaną cukrem jest już wyborem tragicznym. Dodajmy do tego ciastko francuskie, dużą porcję lodów – oczywiście z polewą i przy jednym posiłku możemy dostarczyć nawet 2500 kcal, czyli tyle ile wynosi przeciętne dzienne zapotrzebowanie osoby o umiarkowanej aktywności, nieuprawiającej sportu.
Podobnie wygląda sytuacja w przypadku ofert typu „jesz, ile chcesz”. Tego typu promocje są co prawda rzadsze, ale są punkty gastronomiczne, które za „zryczałtowaną” kwotę oferują taką właśnie możliwość. Taka opcja wyraźnie przemawia do wyobraźni i jest niezwykle atrakcyjna. W praktyce zdecydowana większość klientów nakłada na talerz więcej, niż jest w stanie zjeść, pomimo to jednak stara się za wszelką cenę spożyć posiłek do końca. Dla organizmu oznacza to przejedzenie i nadmiar energii, która zostanie zmagazynowana na „gorsze czasy” w okolicach pasa i bioder.
Tak naprawdę sam fakt dokonania zamówienia w barze szybkiej obsługi niekoniecznie musi negatywnie odbijać się na naszym zdrowiu czy naszej sylwetce. Problemem jest brak umiaru i niewłaściwy dobór pokarmów, a także – aż wstyd się przyznać – nasza zachłanność. Ulegamy jej na co dzień, kupując rozmaite zbytki czy doprowadzając do kumulacji produktów, których nie jesteśmy w stanie zużyć bądź też – zużywamy na siłę. Zjedzenie od czasu do czasu hamburgera czy kawałka pizzy może okazać się zupełnie niegroźnym „urozmaiceniem” codziennej diety, pod warunkiem że umiemy zachować umiar i rozsądek.