Miejmy nadzieję, że osoby z grupy pierwszej nie poddadzą się po dwóch tygodniach starań i nie porzucą pracy nad sylwetką, natomiast persony z grupy drugiej powinny zastanowić się, czy nie lepiej (zwłaszcza, jeżeli rzeczywiście oczekują efektów na okres wakacyjny) byłoby zacząć już dziś. Jeżeli jedyny argument, który się pojawia, brzmi: „wiosną będzie cieplej, będzie mi się bardziej chciało”, to niestety, ale rozczarowanie może przyjść przeokrutne. Raz, że pogoda wcale rozpieszczać nie musi; dwa, niekoniecznie pojawią się większe chęci, dyscyplina i motywacja.
Gorszy wygląd = niższa samoocena
Być może niektórym ciężko w to uwierzyć, ale im dłużej zbieramy się do pracy nad sobą, gdy „odpuszczamy” przykładanie się do odżywiania, kiedy treningi odkładamy na później i nieustannie obiecujemy sobie „zacznę jutro” lub też magiczne „rozpocznę wraz z poniedziałkiem”, to sami sobie wyrządzamy krzywdę i kopiemy pod sobą dołek. Nie dość, że nie łamiemy słowo czy też obietnicę złożoną samemu sobie, to dodatkowo nieprzerwanie działamy na niekorzyść własnej sylwetki i samopoczucia.
Im dłużej odwlekamy w czasie decyzję o rozpoczęciu ćwiczeń, im bardziej dogadzamy sobie „śmieciowym” jedzeniem, tym większe prawdopodobieństwo, że... nie zaczniemy wcale lub też efekty będą co najwyżej mierne, a masa – wcale nie mięśniowa – stale będzie się zwiększała. Na jaki finał możemy w takiej sytuacji liczyć? Lato, urlop, słońce, wakacje – a u nas, zamiast zadowolenia z osiągniętej formy, następuje kumulacja działań (a raczej ich braku) z ostatnich kilku miesięcy… wylewający się tłuszcz, wiotkie mięśnie, obwisłe/mało jędrne ciało. Nie sądzę, by ktokolwiek z nas z wytęsknieniem oczekiwał na takie rezultaty.
Warto też zwrócić uwagę, że zaniżona samoocena sprawia, iż o wiele trudniejsze może stać się rozpoczęcie jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Wstyd, kompleksy, poczucie porażki mogą działać demotywująco, zwłaszcza gdy w grę wchodzą treningi w klubach fitness, czyli obok nas będzie wiele współtrenujących osób. W takiej sytuacji możliwe jest odczuwanie dyskomfortu związane z poczuciem bycia ocenianym przez innych klubowiczów, a także mogą pojawić się negatywne emocje wynikające z faktu, iż będziemy czuli się gorsi, mniej wysportowani, bardziej otłuszczeni niż reszta trenującego towarzystwa. Jeżeli w tym momencie (tak, tak — właśnie teraz) odczuwasz wstyd i nie potrafisz wyobrazić sobie treningów w grupie do momentu, gdy nie schudniesz, to zdecydowanie najwyższa pora, by się za siebie wziąć. Nie licz na to, że wraz z wiosną nadejdzie cud i nadbagaż z tkanki tłuszczowej zniknie wraz z topniejącym śniegiem.