W rzeczywistości jednak związek ten należy do fitoestrogenów, czyli roślinnych odpowiedników żeńskich hormonów płciowych i nie ma działania anabolicznego.
Potwierdzają to z resztą badania naukowe przeprowadzone na ludziach*, w których zostało wyraźnie udowodnione, że suplementacja metoksyizoflawonem nie wpływa ani na przyrost masy mięśniowej, ani na adaptację wysiłkową, ani też nie wykazuje potencjału antykatabooicznego. W zasadzie nie odnotowano żadnych korzyści ze stosowania tego związku przez wytrenowanych sportowców.
Eksperyment trwał 8 tygodni, wzięło w nim udział 42 sportowców trenujących regularnie minimum od roku, zastosowana też specjalną metodę zwaną podwójną ślepą próbą, co oznacza, że ani badani, ani prowadzący eksperyment nie wiedzieli co w danej chwili znajduje się w kapsułkach. Zaznaczyć też należy, że użyto sporej dawki metoksyizoflawonu, bo aż 800 mg na dobę, tymczasem w wielu producentów suplementów zaleca dawki nieraz kilkukrotnie mniejsze.
Na podstawie powyższych informacji polecam umiarkowany sceptycyzm względem rewelacji, które często pojawiają się na etykietach suplementów diety zawierających „naturalne anaboliki” roślinnego pochodzenia.
Większość z nich niestety nie działa tak jak mogłoby się wydawać po lekturze kolorowej ulotki reklamowej. Udowodnione działanie anaboliczne mają np.: kreatyna, aminokwasy rozgałęzione i dieta z nadwyżką kaloryczną. Zachęcam do wypróbowania.