Czy jest jakieś wyjście z takiej sytuacji?
Otóż okazuje się, że powyższy problem tylko wydaje się być nie do rozwiązania, w praktyce bowiem wystarczy kilka prostych trików, aby przełamać impas i wywołać pożądane przyrosty.
W pierwszej kolejności polecam włączenie do diety oliwy z oliwek lub oleju ryżowego i dodatkowych porcji masła.
Tłuszcz ma to do siebie, że w tej samej objętości dostarcaz więcej kalorii niż białko i węglowodany razem wzięte. Tymczasem wielu „chudzielców”, jak na złość je: suchy ryż, który tłuszczu zawiera tyle co nic, chude mięso jak pierś z kurczaka, która tłuszczu także nie dostarcza, twaróg chudy czy same białka jajek – bez komentarza. W wypadku tzw. hardgainerów, czyli osób z wyjątkowo szybkim metabolizmem, takie komponowanie jadłospisu jest totalnie bez sensu.
Proponuję uruchomić wyobraźnię: w praktyce dodanie 400 kalorii z węglowodanów oznacza dorzucenie dodatkowego woreczka kaszy lub ryżu, dołożenie tej samej dawki energii z tłuszczu to jedynie 4 – 5 łyżek oliwy z oliwek czy masła, których spożycie rozłożyć można w ciągu dnia dodając do każdego posiłku. O ile zjedzenie woreczka ryżu wymaga czasu i dodatkowego miejsca w żołądku, o tyle spożycie ekwiwalentu kalorycznego w postaci tłuszczu jest w tym kontekście praktycznie niekłopotliwe.
Mało tego – często nie ma konieczności wzbogacania potraw koniecznie o dodatkowe porcje oliwy czy masła, nieraz wystarczy po prostu zrezygnować z chudych pokarmów na rzecz zawierających tłuszcz odpowiedników. Przykład: udko z kurczaka zamiast piersi czy półtłusty twaróg zamiast chudego. W tej samej objętości dostarczamy dodatkową porcję kalorii. Taki oto banalny zabieg sprawić może, że pojawiają się dodatkowe centymetry i kilogramy.