Zwykliśmy uważać, że to bilans energetyczny jest kluczowym czynnikiem, za pośrednictwem którego spożywany pokarm wpływa na masę ciała. Stąd też przyjęło się, że proces redukcji masy ciała związany jest z ujemnym, a jej przyrost z dodatnim bilansem kalorycznym. Faktycznie zależność tę trudno podważyć, jednakże czy takie wytłumaczenie wyczerpuje istotę tego zagadnienia? To dlaczego jest tyle osób, które pomimo tego, że jedzą mniej, nie chudną? I skąd problemy odwiecznych „chudzielców”, którzy chcieliby, ale nie mogą przytyć?
Każdy z nas jest inny…
W sytuacjach, w których pomimo zbliżonych na pierwszy rzut oka okoliczności różne jednostki zdają się inaczej reagować na podjęte działania, wszelkie rozbieżności tłumaczy się często różnicami osobniczymi. Badania z zastosowaniem rozmaitych modeli żywieniowych, mających na celu zmniejszenie nadmiernej masy ciała pokazują, że jeśli uda się osiągnąć zamierzony efekt, to nawet jeśli dotyczy on wszystkich uczestników programu, nie jest rozłożony równomiernie, a często zdarza się tak, że pewien odsetek badanych okazuje się być niewrażliwy na jego działanie.
Nawet zakładając, że część uczestników po prostu niezbyt sumiennie stosowała się do założeń badanej diety, to i tak aktualne jest pytanie: „dlaczego”? Z jakiego powodu część osób mogła, a część nie mogła trzymać się planu? I wreszcie, co jeśli wszyscy badani realizowali jego założenia, a mimo to jednym udało się stracić więcej niż innym?
Z własnego doświadczenia
Jako dietetyk, w ramach swoje praktyki zawodowej, wielokrotnie przekonałem się, że relacje moich klientów na temat tego jak się odżywiają, często nie są zbieżne z rzeczywistością. Niektóre osoby celowo zatajają pewne fakty, inne wypierają z pamięci zjedzonego w pośpiechu batonika czy wypitą puszkę coli, jeszcze innym po prostu nie przyjdzie do głowy, że w szklance soku owocowego też są cukier i kalorie…
Zdarzało się, że dopiero relacja drugiej osoby (np. męża lub żony) czy lustracja paragonów zachomikowanych w portfelu obnażała skalę problemu z podjadaniem, które w naturalny sposób utrudnia odchudzanie czy wręcz powoduje przyrost masy ciała. Spotkałem się jednak również z takimi przypadkami, gdzie pomimo skrupulatnej realizacji założeń diety postęp był wolniejszy od oczekiwanego. Czym ten fakt wytłumaczyć?
Czyżby więc geny?
Osoby z nadwagą czy też otyłe dość często tłumaczą swoje problemy z tuszą wrodzonymi predyspozycjami, wspominając przy tym o otyłych rodzicach, wujkach, ciociach i rodzeństwie. Faktycznie trudno pominąć uwarunkowania genetyczne oraz osobnicze różnice w tym zakresie, które mogą rzutować na tendencję do gromadzenia tkanki tłuszczowej co zauważalne jest zarówno w przypadku jednostek jak i całych populacji.
Najnowsze wyniki badań dowodzą, że mutacja genu tub (genu karboksypeptydazy E) i polimorfizm genu IRS-1, związane są ze zwiększonym ryzykiem insulinooporności, a co za tym idzie również nadwagi i otyłości. Mutacja genu ob (genu leptyny) natomiast powoduje, że powstaje nieprawidłowo zbudowana leptyna, która nie posiada właściwości hamującej łaknienie, przez co osoby z tą wadą borykają się z nieposkromionym uczuciem głodu, co doprowadza do drastycznego przyrostu masy ciała. Tak więc w przypadku specyficznych uwarunkowań genetycznych, konwencjonalne podejście do diety może okazać się po prostu niewystarczające.
Rola czynników żywieniowych a insulinooporność
Próbując odpowiedzieć na pytanie dotyczące tego, dlaczego tak często opieranie się jedynie na restrykcji kalorycznej przy ustalaniu założeń diety odchudzającej, nie sposób jednak nie zatrzymać przy samej koncepcji diety i idei bilansu energetycznego, która zbyt często pojmowana jest abstrakcyjnie. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że sposób, w jaki organizm zachowuje się w przypadku niedoboru energii, warunkują hormony i wyspecjalizowane enzymy. Przy czym aktywacja hormonów i enzymów uczestniczących w rozpadzie i spalaniu tłuszczu nie jest wprost proporcjonalna do deficytu energetycznego, a co więcej wiąże się z wieloma innymi czynnikami.
Przykładowo, wysoki poziom insuliny będący następstwem spożywania wysokoglikemicznych i silnie insulinogennych produktów żywnościowych zasobnych w rafinowane cukry blokuje aktywność enzymów lipolitycznych i hamuje spalanie tłuszczu. Choć efekt taki może być chwilowym skutkiem doraźnej konsumpcji ciastka czy batonika, to pamiętać należy, że regularne spożywanie tego typu pokarmów doprowadza do postępującej insulinooporności i przewlekłej hiperinsulinemii kompensacyjnej.
Pułapka bilansu energetycznego
Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że w ramach tej samej podaży kalorii wywoływać można różny efekt fizjologiczny, zależnie od jakościowego doboru pokarmów i wpływając nie tylko na zapotrzebowanie organizmu na energię, ale także modyfikując działanie wyspecjalizowanych związków zawiadujących naszą fizjologią. Oparcie diety na zasobnych w rafinowane cukry i rafinowany tłuszcz produktów żywnościowych negatywnie wpływa na gospodarkę insulinową, utrudniając spalanie tłuszczu i sprzyjając jego gromadzeniu przy wszelkich możliwych okazjach.
Niedostateczne spożycie witamin, wielonienasyconych kwasów tłuszczowych i składników mineralnych upośledza działanie enzymów uczestniczących w spalaniu tłuszczu zapasowego, a zbyt niskie spożycie białka utrudnia kontrolę łaknienia i zmniejsza wydatkowanie energii. Analogicznie też oparcie menu na pokarmach niepowodujących wyraźnego wzrostu poziomu insuliny we krwi i zasobnych w nieenergetyczne składniki pokarmowe sprzyja regulacji układu hormonalnego i aktywacji szlaków enzymatycznych, w których spalany jest tłuszcz zapasowy.
Konsekwencje błędnego myślenia
Kierowanie się bilansem energetycznym z pominięciem opisanych powyżej zależności prowadzi do nieuchronnej porażki i metabolicznej degrengolady, skutkującej nie tylko brakiem postępu i większą podatnością na przyrost niepożądanej masy ciała, ale także zwiększoną odpornością na działanie zabiegów odchudzających. Niestety znaczna część osób w przypadku zatrzymania progresu w trakcie kuracji odchudzających, zamiast zmienić dobór pokarmów, stara się pogłębiać deficyt energetyczny, doprowadzając tym samym do nasilonej sekrecji kortyzolu, co skutkuje pogłębieniem istniejącego już problemu.
Podsumowanie
Składniki pokarmowe nie powinny być postrzegane jedynie w przeliczeniu na to, jaką ilość energii nasz organizm jest z nich w stanie wykorzystać, podobnie jak sam proces odchudzania nie powinien być rozpatrywany jedynie w kontekście różnic pomiędzy dostarczaną a wydatkowaną energią. Alternatywą dla stosowania uproszczonej matematyki jest holistyczne podejście do kwestii komponowania diety i odrzucenie sposobu myślenia skoncentrowanego jedynie na kaloriach.