Trening sportów walki nie miałby żadnego sensu. Podobnie podnoszenie ciężarów, trójbój siłowy, rzut młotem, wspinaczka, bieganie i większość aktywności człowieka. W trakcie wysiłku, uściślając submaksymalnego (to znaczy bliskiego maksymalnemu) – nerki, mózg i trzewia są znacznie słabiej zaopatrywane w krew. Przykładowo w trakcie spoczynku nerki otrzymują 19% przepływu krwi, w trakcie wysiłku submaksymalnego już tylko 3,5%. Analogicznie trzewia – 24% (spoczynkowo) oraz 5% (w trakcie wysiłku submaksymalnego). Mięśnie w trakcie wysiłku submaksymalnego otrzymują 66% krążącej krwi.
W trakcie wysiłku maksymalnego mięsień sercowy pozostaje zaopatrywany w krew na poziomie 4% przepływu, trzewia oraz nerki otrzymują już tylko 1%. Skóra 2,5%, mózg 3% - pracujące mięśnie aż 88%!
Jak widać dużo większy przepływ obserwuje się w pracujących mięśniach (w tym, w mięśniu sercowym). W wysiłkach statycznych odpływ krwi z pracujących mięśni jest zatrzymywany, a wzrost ciśnienia tętniczego (skurczowego) może dojść do 250 mm Hg, rozkurczowego do 150 mm Hg. Maksymalnie stwierdzano nawet wzrost do poziomu 350/250 mm Hg!
Wracając do mitu – układ krążenia jest układem zamkniętym. Czy tego chcemy, czy nie – krew stale obiega całe ciało – mimo, iż wartości procentowe zmieniają się w zależności od intensywności wysiłku – przepływ cały czas jest obecny. Gdyby, jak sądzą młodzi ludzie, krew nagle była w stanie „spłynąć” tylko w dół – oznaczało by to śmierć ćwiczącego - niedotlenienie mózgu (nieraz wystarczy kilka sekund ucisku na tętnicę, by stracić przytomność), zatrzymanie akcji serca, uszkodzenie narządów wewnętrznych. Dodatkowo, jak autor wyobraża sobie „spłynięcie krwi do nóg” – jeśli w trakcie przysiadów (oprócz przedniej i tylniej części uda) w ogromnym stopniu angażujemy szereg mięśni – w tym pleców (m.in. prostowniki), mięśnie brzucha. To ogromne grupy mięśni, które w trakcie przysiadów także muszą być „zasilane”, odprowadzane są metabolity itd. Podobnie w trakcie treningu wydawałoby się angażującego głównie nogi (np. bieganie) – ogromną pracę wykonują prostowniki, brzuch (szczególnie przy podbieganiu) oraz ramiona ćwiczącego (ruch zamachowy). Kto wątpi w to twierdzenie – niech pójdzie pobiegać następnego dnia po intensywnej sesji przysiadów oraz martwego ciągu. Często ból prostowników grzbietu uniemożliwia kontynuowanie wysiłku. Jak wspomniałem – narządy wewnętrzne (nerki, wątroba), mózg, serce – niezależnie od potrzeb mięśni – muszą otrzymywać pewną ilość krwi. Co ciekawe, w trakcie podnoszenia ciężarów angażowane jest większość mięśni w ciele – począwszy od łydek, a skończywszy na barkach. Zgodnie z omawianym mitem – u ciężarowca krew „rozlała by” się po całym organizmie, nie wiedząc gdzie powinna się znaleźć?
Podobnych teorii można spotkać bez liku. Niegdyś krążyła opowieść o mężczyźnie bujnie wyposażonym przez naturę, który podczas erekcji tracił przytomność – przez niewystarczającą ilość krwi. Podobnych absurdów jest wiele. Remedium jest bardzo proste np. podręcznik „Fizjologiczne podstawy wysiłku fizycznego”, J. Górskiego Wydawnictwo Lekarskie Pzwl. Jedynym ratunkiem jest solidna wiedza naukowa. W każdym wypadku polecam przemyśleć mit i spróbować samodzielnie znaleźć argumenty służące do jego obalenia.