Jak to możliwe, że czas, w którym dni stają się wyraźnie dłuższe i bardziej słoneczne, a przyroda budzi się do życia niekorzystnie odbija się na psychice?
Dr Alfred Lewy z “laboratorium snu” w Oregon Health Science w 1982 roku wprowadził termin “depresja sezonowa” na określenie krótkookresowej depresji, której początek i koniec przypada na określoną porę roku. Przypadłość ta dotyka około 1 – 5% Europejczyków, a jej przyczyny nie są do końca poznane. Najprawdopodobniej utrzymujący się przez długi czas brak ekspozycji na działanie promieni słonecznych po pewnym okresie doprowadza do zaburzeń w poziomie hormonów i neuroprzekaźników skutkując silnym załamaniem nastroju. Choć „depresja sezonowa” dotyka jedynie (albo i „aż”) kilka procent populacji, to obniżenia nastroju objawiające się rozdrażnieniem, brakiem chęci działania, gorszym radzeniem sobie ze stresami dnia codziennego czy zwiększoną potrzebą snu doświadcza spora część społeczeństwa. Nazwanie tego stanu „depresję” byłoby nadużyciem, jednak termin „przesilenie wiosenne” idealnie oddaje jego klimat. Niewykluczone, że przyczyny tego zjawiska są podobne jak te w wypadku depresji, tylko objawy charakteryzują się mniejszym nasileniem.
Trudno powiedzieć, jakie dokładnie mechanizmy odpowiadają za obniżenie nastroju, którego doświadcza znaczna część społeczeństwa na przełomie zimy i wiosny. Obserwacje dokonane przez wspomnianych już amerykańskich naukowców (Lao Sher i wsp.) wskazują, że pora roku może wpływać na poziom hormonów i neuroprzekaźników. Niektóre teorie odpowiedzialnością za ten stan rzeczy obarczają niedobory witaminy D, której głównym źródłem jest dla nas promieniowanie słoneczne i której zgromadzone latem i wczesną jesienią zapasy drastycznie kurczą się w kolejnych miesiącach, apogeum deficytu osiągając na przełomie zimy i wiosny. Co istotne niski poziom witaminy D utrudniać może wchłanianie magnezu, a zmniejszona dostępność tego pierwiastka jest silnie skorelowana z zaburzeniami nastroju.
Najciekawsze jednak wydają się obserwacje dotyczące neuroendokrynnej aktywności melanocytów, czyli komórek pigmentowych zawartych w warstwie podstawowej naskórka. Okazuje się, że melanocyty wpływać mogą na działanie wielu hormonów, neuroprzekaźników i innych biologicznie aktywnych związków (m.in.: katecholamin, serotoniny, N-acetylo-serotoniny, melatoniny, proopiomelanokortyny, β-endorfin i kortykosteroidów w tym kortyzolu i kortykosteronu) oraz ich prekursorów. Tak więc stymulacja tych komórek promieniowaniem UV czy też jej brak mogą oddziaływać nie tylko na nastrój, ale także przemianę materii, odporność immunologiczną, kondycję fizyczną i wiele innych parametrów.
Jak więc widać „przesilenie wiosenne” nie koniecznie jest wymysłem hipochondryków czy osób o mniejszej motywacji życiowej, a zjawiskiem o wieloczynnikowym podłożu.