Odchudzanie zazwyczaj nie należy do czynności szczególnie przyjemnych. Owszem, ubywające centymetry i kilogramy dają poczucie satysfakcji, ale nie zawsze kompensują dyskomfort związany z ilością wprowadzanych wyrzeczeń. Stąd też wiele osób walczących z nadmierną masą ciała chciałoby swój problem rozwiązać jak najszybciej. W efekcie jednostki te podejmują bardzo agresywne działania, które… okazują się nie tylko nieskuteczne, ale wręcz niebezpieczne. Co dokładnie złego przynieść może „szybkie odchudzanie”?
Istnieje niezliczona ilość artykułów traktujących o negatywnych skutkach szybkiego odchudzania, niestety często jest tak, że meritum problemu jest przedstawiane w dość przejaskrawiony sposób. Przypomina to trochę straszenie młodzieży skutkami przyjmowania narkotyków i formułowanie argumentów typu: „raz spróbujesz, to uzależnisz się na całe życie”. Chociaż za takimi argumentami stoją słuszne przesłanki (profilaktyka narkomanii) i chociaż faktycznie część osób, która „próbuje” wpada w ciężki nałóg, to problem nie dotyka wszystkich. Młodzież to doskonale wie, więc przestroga nie przynosi zamierzonego skutku.
Co to ma wspólnego z omawiany tematem?
Z odchudzaniem jest podobnie
Z przestrzeganiem przed gwałtownym odchudzaniem jest podobnie, można się bowiem spotkać np. ze stwierdzeniami, które mówią, że jeśli zbyt mocno obetniemy kalorie, to organizm wejdzie w „tryb głodu”, przemiana materii spowolni tak, że po dwóch tygodniach będziemy tyć od kromki chleba z pomidorem. Podobnych bezsensownych teorii jest więcej, a osoby, które się odchudzają zazwyczaj wiedzą, że to bajki. A stąd już tylko krok do wybudowania sobie przeświadczenia, że „wszystko co złego mówią o szybkiej utracie masy ciała jest nieprawdą”. Tymczasem desperackie odchudzanie, choć nie musi prowadzić do „załamania metabolicznego” to finalnie jest ryzykowne i zazwyczaj nie przynosi zamierzonych skutków. No i można to w sposób logiczny wytłumaczyć, unikając przy tym panikarskiego tonu i wyssanych z palca argumentów.
Ach ta sprytna biologia…
Pierwszą rzeczą z jakiej należy sobie zdać sprawę jest fakt, że ludzki organizm już „z niejednego pieca chleb jadł”. My tego co prawda nie pamiętamy, ale nasze geny – tak. Historia naszego gatunku to tak naprawdę niezliczone interwały czasowe naprzemiennych faz niskiej i wyższej dostępności pożywienia. Warunki, których doświadczamy teraz są nowe dla naszej biologii. Dawniej często byliśmy po prostu godni. Nieraz przez wiele dni i tygodni. A niekiedy nawet – miesięcy. I nasz organizm musiał się nauczyć z tym radzić, wykształcił sobie zdolność oszczędnego gospodarowania energią w stanie deficytu kalorycznego oraz wydajnego magazynowania zapasów, gdy pożywienie jest dostępne. Te umiejętności posiadamy do dziś, tyle że dziś dostęp do jedzenia jest nieograniczony – i to jest ważna zmiana.
Głód VS silna wola
Trzeba pamiętać, że nasz organizm w stanie deficytu robi się… głodny. Głód jest tym silniejszy im głębszy deficyt i im dłużej on trwa (pomijam pewne mechanizmy adaptacyjne związane z ketogenezą). W warunkach naturalnych zwiększone uczucie głodu podnosiło motywację do szukania i zdobywania pokarmu. W warunkach dzisiejszych w sumie efekt fizjologiczny jest podobny (pod wpływem głodu szukamy jedzenia, np. wychodzimy na klatkę i rozglądamy się za ulotką reklamową pizzerii lub burgerowni), ale skutek metaboliczny – inny. Dlaczego inny? Ano, bo dostępność jedzenia jest wysoka i możemy magazynować niezliczone ilości energii w tkance tłuszczowej.
Organizm potrafi się bronić
Przytoczone powyżej informacje dają pewne tło, w którym należy osadzić pomysł by „schudnąć szybko”. Skoro organizm ludzki w toku ewolucji wykształcił mechanizmy, pozwalające mu z jednej strony adaptować się do niskiej podaży energii, a z drugiej - zmuszać nas do szukania i zdobywania jedzenia tym mocniej, im głębszy jest deficyt kaloryczny, to warto mieć na uwadze, że jeśli zechcemy się odchudzać szybko – to będzie szybka kontra. Wbrew pozorom jednak największym problemem nie jest adaptacja metaboliczna do niższej podaży energii (która manifestuje się przede wszystkim spadkiem spontanicznej aktywności fizycznej), ale uczucie głodu. Głód to jest coś, czego na co dzień nie doświadczamy. To nie jest „ochota na ciastko”.
Głód a apetyt
My nauczyliśmy się mylić głód z apetytem (a to nie jest to samo). Apetyt może pojawić się nawet w stanie sytości: przykładowo po spożyciu pizzy możemy mieć ochotę na lody lub sernik. Głód występuje wtedy, gdy organizm uważa, że brakuje mu pożywienia. Głód to uczucie, które potrafi być naprawdę uciążliwe i… motywujące do jedzenia. Z prawdziwym głodem trudno sobie poradzić inaczej niż poprzez konsumpcje. Mało tego, głód staje się tym większy im głębszy jest deficyt energetyczny (no znowu to uproszczenie z mojej strony, bo znaczenie ma dobór jakościowy produktów) i im dłużej on trwa.
Wnioski
Tak więc, im bardziej gwałtownie chcemy się odchudzić i im bardziej ekstremalną dietę stosujemy, tym też uczucie głodu jest silniejsze, a nam trudniej sobie z nim poradzić. W praktyce wygląda to najczęściej tak, że rosnące uczucie głodu jesteśmy w stanie znieść przez 2 – 3 dni. Dnia czwartego jest już naprawdę ciężko, poza tym nikt braw nie bije, a postępy nie są tak spektakularne jak byśmy chcieli. Dnia piątego pojawia się apogeum, a my rzucamy się na jedzenie. Dnia szóstego pojawiają się wyrzuty sumienia i mocne postanowienie poprawy, ale… od poniedziałku. W efekcie przez trzy dni sobie dogadzamy, a potem znów „bierzemy się za siebie”, nieraz z większą, a nieraz z mniejszą motywacją. Czy tak musi być zawsze? No nie musi, ale zazwyczaj tak właśnie bywa. Jeśli komuś się wydaje, że jest ponad wspomniane ograniczenia, to zazwyczaj życie weryfikuje ten entuzjazm dość szybko, sprawnie i… boleśnie.
Podsumowanie
Odchudzanie w tempie ekspresowym bardzo często skazane jest na niepowodzenie. Niestety, cokolwiek byśmy sobie nie wyobrażali w kwestii mocy „silnej woli”, nasz organizm posiada odpowiednie instrumenty by zmusić nas do jedzenia. Dlatego też odchudzać należy się z głową, pamiętając że wielomiesięcznych czy też zwłaszcza wieloletnich zaniedbań nie da się zniwelować w kilka dni czy nawet – kilka tygodni.
Treści prezentowane na naszej stronie mają charakter edukacyjny i informacyjny. Dokładamy wszelkich starań, aby były one merytorycznie poprawne. Pamiętaj jednak, że nie zastąpią one indywidualnej konsultacji ze specjalistą, która jest dostosowana do Twojej konkretnej sytuacji.