No i stało się. Pomimo mocnych postanowień nie udało Ci się zachować umiaru podczas świątecznych posiłków i dałeś upust swojemu łakomstwu. Teraz czujesz się podle i masz obawy, że nie uda Ci się pozbyć świątecznego balastu? Nie łam się, istnieją bowiem sposoby na to by uporać się z tym problemem. Potrzebne będzie jednak duże zaangażowanie z Twojej strony.
Łakomczuch czy asceta?
Jeśli spędzamy święta w szerszym gronie, nie ma sensu raczej zakładać, że uda nam się w tym okresie realizować ustaloną dietę, zwłaszcza jeśli jej założenia odbiegają od „polskich standardów kulinarnych”. Formułowanie takich założeń jest zwykłym samooszukiwaniem. Po pierwsze postępując w ten sposób wyjdziemy na antyspołecznych dziwaków, a po drugie przy stole zawsze znajdzie się życzliwa ciocia lub kochany wujek, którzy „zmuszą” do zjedzenia „jeszcze jednego kawałka ciasta”. Sytuacja przy świątecznym stole wcale nie jest prosta, zwłaszcza kiedy patrzy nam w talerz rodzina…
Nie oznacza to jednak, że mamy nastawiać się na nielimitowane łakomstwo. Fakty są bowiem takie, że chociaż w przypadku osób, które na co dzień odżywiają się zdrowo, jeden czy dwa dni dietetycznego luzu, nie powinny nieść za sobą negatywnych konsekwencji dla sylwetki, to w praktyce totalna utrata umiaru może mieć opłakane skutki. Znam osobiście osoby, które po wielu tygodniach dietetycznej ascezy nagle rzucały się na jedzenie tyjąc nawet po 2 - 3kg dziennie! Oczywiście pewną część zdobytej masy stanowiła woda, ale mimo wszystko obudzić się po dwóch dniach pięć kilogramów cięższym nie jest ani przyjemnie, ani zdrowo. Znam też jednak osoby, które pomimo niepohamowanego obżarstwa nie tyły nawet kilograma, a niekiedy wręcz chudły. Są to jednak nieliczni szczęściarze posiadający ultra szybki metabolizm.
Indywidualne uwarunkowania fizjologiczne
Większość z nas nie ma ani tragicznych predyspozycji do przybierania na wadze, ani też błyskawicznej przemiany materii, tak więc choć nie grozi nam raczej przybranie 6kg w ciągu dwóch dni łakomstwa, to nie mamy też co liczyć na to, że wszystkie grzeszki ujdą nam bezkarnie. Raczej należy liczyć się z tym, że jeśli na co dzień zdrowo się odżywiamy, to mamy też pewien „fizjologiczny zapas” pozwalający nam poluzować trochę podejście do diety, bez ryzyka przyrostu niechcianych kilogramów. Pamiętać przy tym trzeba jednak, że przekroczenie bariery „przyzwoitości” raczej na pewno odciśnie piętno na naszym metabolizmie i naszej sylwetce…
Umiar i sztuka wyboru
Najkorzystniej więc nastawić się na opcję „umiarkowanego łakomstwa”. Polega ono na tym, że co prawda pozwalamy sobie na mało dietetyczne potrawy, ale z jednej strony dokonujemy świadomych wyborów (preferując raczej konkretne potrawy niż słodycze), a z drugiej – zachowujemy umiar w spożyciu (nie przejadamy się). Wiem, że zalecenie to jest banalne i oczywiste, ale niesie zarazem ważny przekaz, który bardzo często umyka. To właśnie umiejętność pozwalająca odnaleźć „złoty środek” jest kluczem do pogodzenia świątecznej atmosfery ze zdrowym trybem życia.
Nie oznacza to jednak, że w czasie Wielkanocy powinniśmy pościć i odmawiać sobie wszelkich kulinarnych przyjemności. Chodzi raczej o to, by nie paść ofiarą „totalnego łakomstwa”, gdyż jego skutki zawsze są opłakane. Wystarczy sięgnąć pamięcią do minionych świąt i przypomnieć sobie samopoczucie, które pojawiało się gdy w końcu trzeba było wstać od stołu. Ociężałość, zamulenie psychiczne, wręcz zmęczenie oraz poczucie winy, że jednak nie udało się zachować umiaru, że ostatni kawałek ciasta to był o jeden krok za daleko, że teraz trzeba będzie to odpracować, odpokutować i że wcale nie będzie lekko…
Aktywne święta
Warto pamiętać, że święta nie muszą być okresem totalnej bezczynności. Wprowadzenie w tym czasie aktywności fizycznej niesie za sobą szereg pozytywnych następstw metabolicznych. Przede wszystkim skutkiem wzmożonego wysiłku wykonanego przed świątecznym łakomstwem będzie częściowe opróżnienie rezerw energetycznych organizmu (glikogen mięśniowy, glikogen wątrobowy, triacyloglicerole wewnątrzmięśniowe). Jeśli więc wykonamy choćby krótki trening, to tam właśnie trafią nadprogramowe kalorie (a nie do tkanki tłuszczowej). Poza tym wykonanie wysiłku jakiś czas po wzmożonej konsumpcji pozwoli pozbyć się ewentualnej nadwyżki energetycznej. Osobną kwestią jest fakt, iż przez pewien czas po zakończeniu treningu nasz metabolizm pracuje szybciej – pomimo, że już nie ćwiczymy organizm dalej spala więcej energii (efekt ten występuje jednak tylko przy treningach o wysokiej intensywności).
Podsumowanie
To czy świąteczne łakomstwo odbije się na naszej sylwetce zależy z jednej strony od faktycznego jego rozmiaru (im dale się posuniemy, tym gorsze będą tego skutki), a z drugiej – od naszych indywidualnych predyspozycji ukształtowanych przez geny i codzienny tryb życia. Bez wątpienia osoby o prawidłowej masie ciała, aktywne fizycznie i odżywiające się na co dzień zdrowo mogą pozwolić sobie na więcej niż jednostki z nadwagą, otyłe, prowadzące siedzący tryb życia i stołujące się nierzadko w barach szybkiej obsługi. Istnieje wiele czynników, które należałoby wziąć pod rozwagę chcąc ocenić potencjalne konsekwencje świątecznych wyborów żywieniowych. Niemniej wnioskiem z wszelkich rozważań będzie zazwyczaj pointa mówiąca, iż przede wszystkim liczy się umiar i zdrowy rozsądek.