„Chciałabym wysmuklić uda, wyrzeźbić brzuch, usunąć zwisające „nietoperze” (czyli luźną skórę na tricepsie), ujędrnić i podnieść pośladki, ale absolutnie nie chcę, by moje mięśnie się rozrastały. Nie chcę być jak kulturysta!” – taki lub też bardzo podobne teksty niejednokrotnie dane było słyszeć każdemu instruktorowi w klubie fitness bądź na siłowni oraz trenerowi personalnemu. Oczywiście słowa takie padają z ust pań, które mają dosyć nikłe pojęcie na temat spraw dietetyczno-treningowych, jednak niezmiernie wysokie wymagania w kwestii rezultatów.
Dla kobiety, a nawet dla znacznej ich większości, ciało nie jest jednością, tylko składa się z wielu elementów, które – tak przynajmniej się paniom wydaje – można dowolnie obrabiać, kształtować, jeden odchudzić – czyli „odtłuścić”, drugi powiększyć (np. pośladki czy też klatkę piersiową), trzeciemu nadać elastyczności, a całość wysmuklić oraz ujędrnić.
No cóż, prawda jest brutalna, ale ważne, by powiedzieć ją wprost i bez ogródek…
Nie da się zmienić tylko jednej wybranej partii ciała!
Kompetentny i doświadczony instruktor/trener od razu sprowadzi panią z takimi wymaganiami na ziemię. Wytłumaczy, że nie ma fizycznej możliwości, by uzyskać efekt jędrnego ciała bez posiadania tkanki mięśniowej. Przecież mięśnie „tworzą” nasze ciało, nadają mu kształt! Nie da się mieć seksownych, uniesionych pośladków, jeżeli będą pozbawione tkanki mięśniowej. Nie da się pozbyć „firanek”/”nietoperzy” samym cardio i dietą redukcyjną, gdyż rzeczywiście, obwód wybranego miejsca (w tym przypadku tricepsa) może spadać, jednak zamiast pięknego ramienia widoczna będzie luźna, wiotka skóra…
„Proszę zmienić mi trening na taki, w którym nie ma tylu ćwiczeń na ręce!”
Bardzo często spotyka się panie, które narzekają na ilość ćwiczeń angażujących mięśnie rąk. Na pytanie, jakie konkretnie ćwiczenia mają na myśli odpowiadają, że np. wyciskanie hantelkami na barki, pompki, wyciskanie leżąc, ściąganie drążka wyciągu górnego do klatki piersiowej czy też do brzucha. Mądry trener wytłumaczy, że tak naprawdę ręce w takich przypadkach służą do „trzymania” obciążenia, a w rzeczywistości pracują takie partie mięśniowe jak klatka piersiowa, plecy czy też mięśnie naramienne. Instruktor, który będzie chciał się przypodobać klubowiczce, bądź też taki, który sam do końca nie potrafi określić na co dokładnie „działa” konkretne ćwiczenie, po prostu ułoży trening tak, by zaangażowane w nim były tylko nogi (wiadomo, najważniejsze są smukłe uda i jędrne pośladki) oraz mięśnie brzucha (żeby osiągnąć „rzeźbę”). Niestety, już po kilku tygodniach treningowych okazuje się, że nie dość, że wybrane partie mięśniowe nie zmieniły się w „wymarzone” to dodatkowo pogłębiają się dysproporcje zarówno w wyglądzie, jak i w sile całego ciała.
Panie, które nie chcą słuchać dobrych rad instruktora, najczęściej mają następujące cechy wspólne: zgarbione plecy, wątłe ramiona, okupują (z gazetą) maszynę do ćwiczenia przywodzicieli i odwodzicieli mięśni ud. Niestety nie da się przekonać kogoś na siłę. Każdy musi dojrzeć i sam zrozumieć, że ciała nie można traktować fragmentarycznie. Należy je postrzegać i ćwiczyć jako „całość” – wtedy, gdy dodatkowo wysiłki treningowe wsparte są odpowiednią dietą, bardzo szybko pojawiają się rezultaty.
Treści prezentowane na naszej stronie mają charakter edukacyjny i informacyjny. Dokładamy wszelkich starań, aby były one merytorycznie poprawne. Pamiętaj jednak, że nie zastąpią one indywidualnej konsultacji ze specjalistą, która jest dostosowana do Twojej konkretnej sytuacji.