Na Instagramie, TikToku czy YouTubie każdego dnia widzimy sylwetki, które wyglądają wręcz nierealnie. Ogromne mięśnie, idealnie zarysowany brzuch, zero tłuszczu i wieczny uśmiech – to obraz, który przyciąga miliony obserwujących i sprzedaje marzenie o ciele, które niby każdy może osiągnąć ciężką pracą. Problem w tym, że ta wizja rzadko ma coś wspólnego z rzeczywistością. Za kulisami często kryją się środki dopingujące, farmakologia, ryzykowne zabiegi czy zwykłe triki marketingowe.
Historia powtarza się od dekad
Czy naprawdę powinniśmy być zaskoczeni? Już w latach 80. niedawno zmarły Hulk Hogan zachęcał dzieciaki do „modlitwy i witamin”, a potem przyznał się do dekady dopingu. Dziś influencerzy publikują filmiki z morsowania czy ćwiczeń oddechowych, ale nie wspominają, że za kulisami w grę wchodzą testosteron, hormony wzrostu czy sterydy anaboliczne.
Efekt? Całe pokolenia młodych – i wcale nie tylko młodych – mają wypaczony obraz tego, co można osiągnąć ciężką pracą i dietą z kurczakiem.
Dlaczego tak wielu idzie na skróty?
Odpowiedź jest brutalnie prosta: pieniądze i status. Wystarczy kilkaset tysięcy obserwujących, trochę marketingu i nagle można sprzedawać ebooki z własnym logo. „W obecnym klimacie gospodarczym to bardzo kuszące” – mówi James Smith, trener i autor, który sam kiedyś korzystał ze sterydów.
Wystarczy odrobina testosteronu, by wyglądać lepiej, dostawać komplementy i zdobywać klientów. A potem spirala się nakręca – i trudno się z niej wyrwać.
Naturalny czy „na koksie”? Gra w udawanie
Na świecie są dziesiątki tysięcy influencerów fitness. Ilu z nich naprawdę jest „naturalnych”? Niewielu się przyznaje, nawet ci, którzy wyglądają jakby wyszli prosto z laboratorium. Nieliczni, jak Rich Piana czy Larry Wheels, otwarcie mówili o skutkach ubocznych: depresji, spadku libido, problemach z sercem.
Piana zmarł w wieku 46 lat, z sercem dwukrotnie większym niż normalne. Reszta milczy – albo pokazuje „testy czystości”, które łatwo obejść, bo wystarczy miesiąc przerwy, by wyniki były „czyste”.
Kobiety też oszukują, ale w inny sposób
To nie tylko problem mężczyzn. Influencerki często ukrywają stosowanie leków na odchudzanie, takich jak GLP-1. Niektóre idą jeszcze dalej – sięgają po ryzykowne zabiegi chirurgiczne czy wstrzykują nawet synthol.
Jedna z trenerek musiała zwrócić pieniądze za kurs dietetyczny, bo w końcu przyznała, że jej spektakularna przemiana to nie efekt makr, tylko leków. Ile osób nie przyzna się nigdy? Tego się pewnie nie dowiemy.
Skutki społeczne – kto naprawdę cierpi?
Możesz pomyśleć: „a co mnie to obchodzi, ja i tak nie wierzę w Instagramowe bajki”. Ale problem jest szerszy. Badania z 2022 roku pokazały, że ponad 40% kobiet i 23% mężczyzn w ogóle nie czuje się dobrze we własnym ciele. Im częściej korzystamy z mediów społecznościowych, tym częściej porównujemy się do ideałów, których nikt normalny nie osiągnie. Nawet jeśli trenujesz codziennie, ciężko wyglądać jak 20-latek na sterydach albo aktor po kuracji hormonalnej. To rodzi frustrację i poczucie beznadziei.
Czy da się odróżnić prawdę od kłamstwa?
W sieci istnieją całe społeczności zastanawiające się, kto jest „naturalny”, a kto „na dopingu”. Analizują sylwetki, wskazują oznaki jak „roid gut” (rozepchany brzuch od hormonów wzrostu) czy ginekomastię.
Na YouTube trenerzy i naukowcy mówią otwarcie, co kryje się za spektakularnymi wynikami. Problem w tym, że dla każdej osoby, która szuka prawdy, są setki tysięcy innych.
Jaka może być alternatywa?
Rozwiązaniem nie jest całkowite odcięcie się od internetu, ale nauczenie się filtrowania treści. Potrzebujemy szczerości od największych gwiazd – przyznania, że wyglądają tak nie tylko dzięki wodzie mineralnej i treningowi dwa razy dziennie. A my, zwykli użytkownicy, powinniśmy inaczej spojrzeć na cele. Zamiast obsesji na punkcie sześciopaku warto myśleć o tym, że ruch poprawia zdrowie, wydłuża życie i daje energię. Sylwetka to efekt uboczny – ważny, ale nie najważniejszy.
Podsumowanie
Historie takie jak Liver King pokazują, że świat fitnessu jest pełen marketingu, półprawd i zwykłych kłamstw. I choć łatwo potępić tych, którzy oszukują, prawda jest bardziej złożona – bo to właśnie ich obserwujemy i nagradzamy lajkami. To my karmimy system, który bazuje na iluzji. Ale mamy wybór: szukać prawdziwych ekspertów, stawiać na sprawdzone informacje i traktować zdrowie jako cel sam w sobie, a nie jako produkt do sprzedania. Sugerować się dobrymi artykułami, nauką, badaniami, a nie wyłącznie mediami społecznościowymi.