Tłumy samochodów na parkingach, przepełnione po brzegi koszyki, niekończące się kolejki, a w połowie dnia pustki na półkach sklepowych. Tacy właśnie jesteśmy. Gdy zbliża się dzień wolny, większość naszego społeczeństwa udaje się na zakupy, uzupełniając swoje domowe zapasy. I nie ma znaczenia czy sklepy będą nieczynne raptem jeden, czy dwa dni. To ciekawe skąd u nas taka mentalność w czasach kiedy wszystkiego mamy pod dostatkiem. Kiedy wybór i dostępność są przeogromne. W wielu krajach niedziela jest dniem z zakazem handlu. W Polsce póki co jeszcze tak nie jest, ale zastanawiające jest to, jak się zachowamy w momencie wprowadzenia takiego zakazu – czy w każdą sobotę centra handlowe będą przypominały pole bitwy?
Co kupujemy? Odpowiedź jest krótka – wszystko. W koszykach znaleźć można zapas mięsa, który by wystarczył na wykarmienie czteroosobowej rodziny przez tydzień, warzywa, owoce, całe mnóstwo słodyczy, ciast, pieczywa, napoje i jeszcze więcej alkoholu. Kiedy już wydamy kilkaset złotych na artykuły spożywcze, udajemy się do apteki uzupełniając apteczkę o środki zaradcze – na wątrobę, na lepsze trawienie, na kaca, ból brzucha, wzdęcia itp. Można wywnioskować, że świadomie decydujemy się spędzić dzień przy stole zjadając i wypijając to co kupiliśmy, wiemy że będziemy potem cierpieć i potrzebować wsparcia w postaci medykamentów.
Czy to jest potrzebne? Tłumaczymy sobie, że dzień wolny, a zwłaszcza święto to dobry pretekst do spotkań w gronie rodzinnym lub ze znajomymi. I co robimy? W pierwszej kolejności zasiadamy do stołu i rozpoczynamy biesiadę. Stół ugina się pod talerzami pełnymi jedzenia, bowiem sami gospodarze chcąc wykarmić swoich gości przygotowują wiele potraw by niczego nie zabrakło, a goście nie chcąc przychodzić z pustymi rękami dokładają swoje. Jemy, pijemy. Na stołach znajdziemy wszystko – od sałatek, zdrowych i modnych przekąsek, po pieczone mięsa, często tradycyjne potrawy polskie, które do najlżejszych nie należą – pierogi, żurek, bigos, schabowy obowiązkowo w panierce, galaretki mięsne, a do tego ciasta, ciasteczka i oczywiście dużo alkoholu. W taki sposób spędzamy zwykle kilka godzin, dobrze jest kiedy dla rozruchu udaje nam się zmobilizować do pójścia na spacer, jednak po powrocie - obżarstwa jest ciąg dalszy.
Tacy jesteśmy – świętujemy przy stole i choć wydawałoby się, że nasza świadomość na temat zdrowego trybu życia wzrasta, tak święta zwykle traktujemy jako legalną odskocznię od naszych codziennych zasad. Nie ma nic złego w odstępstwach od diety, w spotkaniach towarzyskich czy nawet w wypiciu od czasu do czasu trochę wina lub innego alkoholu. Przesadą jednak jest utożsamianie świąt z wielogodzinnymi przygotowaniami w kuchni, siedzeniem przy stole i całodniowym napełnianiu talerzy, a później cierpienie i doprowadzanie stanu żołądka do normalności przez kilka kolejnych dni.
Umiar to klucz do sukcesu. Jeden dzień bez dostępu do sklepów to żadna tragedia. Szanujmy swoje ciało, portfele i czas, który możemy spędzić z bliskimi w o wiele atrakcyjniejszy sposób niż przy stole.