Pamiętam, że jeszcze w czasach liceum upodobałem sobie jedną wodę mineralną, która w moim przekonaniu była zdecydowanie smaczniejsza niż inne, a co istotne – był relatywnie tania. Można powiedzieć, że w porównaniu do innych, bardziej „topowych” wód była o około 20 – 30% tańsza. I tak mijały lata, a ja popijałem sobie tę „mineralkę” przy rozmaitych okazjach, aż niedawno zauważyłem, że jej cena zaczęła sukcesywnie wzrastać. Po pewnym czasie moja ulubiona woda nie tylko dogoniła, ale wręcz przegoniła swoje „koleżanki” i aktualnie nie stanowi już specjalnie atrakcyjnej oferty cenowej, choć ze względu na walory smakowe i zawartość składników mineralnych kupuję ją nadal.
Wspominam o tym nieprzypadkowo, ponieważ woda mineralna jest – że tak powiem - produktem o dość przejrzystym składzie. W zasadzie woda, to po prostu płyn wydobywany z ujęcia wody pitnej, poddany procesom dekantacji, filtracji i butelkowania. Wzrost ceny produktu nie może być wytłumaczony innowacyjnym składem czy też zmianą procesu technologii wytwarzania. „Moja” woda drożejąc jednocześnie „piękniała” – pojawiła się nowa, bardziej atrakcyjna butelka, kolorowa etykieta. Zauważyłem też reklamy w prasie i na billboardach. Marketing jak wiadomo kosztuje, a przecież producent nie wyczaruje sobie pieniędzy potrzebnych do tego by pokryć działania marketingowe, kto więc za nie zapłaci? Oczywiście klient. A w zamian otrzyma poczucie, że kupuje naprawdę wartościowy produkt.
W przypadku suplementów diety i odżywek sytuacja wygląda podobnie. Mówi się, że lepszych producentów stać na reklamy w prasie, radiu czy innych mediach. Tymczasem należałoby stwierdzić, że to raczej niektórych konsumentów stać na dopłacanie za to by móc obejrzeć reklamę ulubionego produktu. I nie chodzi tutaj o to, że jestem przeciwnikiem reklamy – marketing to wymóg i współcześnie trzeba w niego inwestować, żeby zaistnieć na rynku. Niestety często wysoka cena produktu jaki kupujemy nie wynika z jego wyższej jakości, tylko dodatkowych kosztów jakie ponosi producent w związku z działaniami marketingowymi.
Reasumując: cena często nie jest wskaźnikiem wartościującym jakość odżywki czy suplementu, poza pewnymi wyjątkami, kiedy to np. dany produkt jest tańszy niż ceny surowców bądź też pochodzi z zupełnie nieznanego źródła (są na rynku „amerykańskie” odżywki produkowane przez „amerykańskie” firmy o których w USA nikt nie słyszał, a co najlepsze – są wyjątkowo drogie).