Chociaż „prawdziwym sportowcom” oraz „fitnessowym purystom” pomysł picia alkoholu po wysiłku może wydawać się kuriozalny, to są osoby, które takie praktyki stosują i choć czynią to może niekoniecznie w przekonaniu, iż wspomniany zabieg niesie za sobą jakieś szczególne korzyści, to wierząc iż im nie zaszkodzi, powielają ten kontrowersyjny zabieg. No właśnie, kwestia szkodliwości picia alkoholu po treningu obrosła już w rozmaite teorie, z których wybrane dosłownie mrożą krew w żyłach, a inne – rozbrajają swoją beztroską. W jednych i drugich niestety trudno doszukać się choćby ziarnka prawdy.
Alkokatafobia
Zarówno prestiżowe kluby fitness jak i w osiedlowe trollownie od dłuższego czasu pełnią nie tylko funkcję „kuźni sylwetek”, ale także spełniają rolę „wylęgarni idiotycznych teorii i głupich pomysłów”. Przykładowo, podczas rozmów toczących się miedzy seriami wyciskań „na klatę” i uginań „na biceps” można usłyszeć, że „alkohol ścina białka mięśniowe”. Co to tak naprawdę oznacza – nikt zazwyczaj nie pyta by nie wyjść na barana, ale termin przemawia do wyobraźni. I przed oczami natychmiast pojawia się obraz, jak delikatna struktura ciężko wypracowanych mięśni ulega bolesnemu nadwątleniu przez bezlitosne cząsteczki etanolu, które niczym małe, acz zajadłe buldożery tratują i miażdżą efekty lat ciężkich treningów klaty i bicepsów. No może “lat” to zbyt mocne słowo, mowa raczej o długich tygodniach. Przecież skądś wzięło się słynne powiedzenie: „jeden wypity browar – miesiąc treningów w plecy…”.
Hulaj dusza...
Oprócz bywalców siłowni, którzy boją się alkokatabolizmu są też tacy, którzy uważają, że wszelkie teorie mówiące o negatywnym wpływie etanolu na formę sportową są jedną wielką brednią, stworzoną przez ortorektyczny spisek. Osoby te otwarcie mówią o tym, że nie tylko wypicie wieczorem jednego czy dwóch piw lub drinków, ale nawet całonocna impreza zaliczona w weekend – nie muszą w żaden sposób zaburzać procesu rozwoju sylwetki. Ot, to taki przerywnik w „byciu fit”, który nie ma wielkiego znaczenia. Poza tym „życie jest zbyt krótkie, żeby być… trzeźwym 24h na dobę”, dlatego też należy po prostu dobrze się bawić, nie zaśmiecając sobie głowy zabobonami na temat szkodliwości alkoholu. A jakby ktoś się nie zgadzał, to zawsze można pokazać mu „łysego” (ksywka przypadkowa, każdy klub ma takiego “guru” ), który codziennie ładuje na wieczór siedem Romperów (pierwszy leci po wyjściu z siłowni - na „zakwasy”), a w weekend przepija je jeszcze Starogardzką, tymczasem na ławce nikt więcej od niego nie pociśnie. Mało kto ma też taką klatę i bary o rozpiętości skrzydeł samolotu, o wystrzelonych bicepsach nie wspominając. I co? Można? Można! W życiu najważniejsza jest równowaga i to by być zawsze w zgodzie z własną naturą. A słowiańska natura – wiadomo jaka jest…
Kto ma rację?
Przedstawione powyżej punkty widzenia na kwestię wpływu alkoholu na formę sportową są oczywiście przejaskrawione i skrajne. Takie ujęcie omawianego zagadnienia pokazuje jednak, jak daleko odmienne mogą być zdania dotyczące dokładnie tej samej kwestii. No a gdzieś po środku jest też trenujący rekreacyjnie Kowalski, którego nie obchodzą wydumane teorie na temat ścinania białek ani też to ile Łysy bierze na klatę. Kowalski chce po prostu wiedzieć, czy wypicie piwa do piątkowego grilla sprawi, że pot wylany choćby tego dnia na siłowni pójdzie na marne. No i to jest pytanie za 100 punktów, pytanie które w każdy słoneczny majowy weekend zadają sobie tysiące spragnionych orzeźwiającego smaku piwa grillowiczów, którzy naprawdę nie chcą konsumować złocistego napoju w stresie i poczuciu winy. Czy wiec można udzielić im zwięzłego i krótkiego błogosławieństwa? Albo jeszcze lepiej – czy można sformułować satysfakcjonującą odpowiedź? I w tym miejscu niestety paść musi zdanie, które potrafi podnieść ciśnienie, otóż: „sytuacja wcale nie jest taka prosta”.
Najpierw zła wiadomość
Zła wiadomość jest taka, że faktycznie alkohol – choć białek mięśniowych nie ścina, to nie wpływa też korzystnie na procesy anaboliczne. Kto nie wierzy niech pójdzie i poprosi dżentelmenów chwiejących się pod pobliskim marketem o to by napięli swoje bicepsy. Taki argument nie wystarczy? Można zatem sięgnąć do literatury fachowej. Ciekawych danych w omawianym kontekście dostarcza badanie, w którym wzięła udział ośmioosobowa grupa zdrowych ochotników. Uczestnicy zostali poproszeni o wykonanie treningu siłowego z obciążeniem i uzupełnienie go o trening interwałowy. Natychmiast po zakończeniu badania oraz cztery godziny później, wszyscy biorący udział w badaniu otrzymywali:
albo napój zawierający samo białko serwatkowe (po 25g na porcję),
albo alkohol (1,5g na kg masy ciała) w połączeniu z białkiem,
albo też alkohol w połączeniu z węglowodanami (25g maltodekstryny).
Studium zostało tak zaprojektowane by każdy z uczestników przy różnych podejściach otrzymał każdą z wymienionych opcji. Jakie były tego skutki?
Wyniki badania
Niestety konsumpcja alkoholu okazała się zaburzyć proces regeneracji powysiłkowej w każdym notowanym wypadku. Autorzy zaobserwowali, że fosforylacja anabolicznej kinazy mTOR w przypadku spożycia samego białka była istotnie wyższa niż w przypadku spożycia zarówno napoju proteinowo-alkoholowego, jak i napoju węglowodanowo-alkoholowego. Po przeanalizowaniu wszystkich danych okazało się też, że mniejszym złem jest połączenie alkoholu z białkiem niż z węglowodanami (no to wiadomo już z czym lepiej robić drinki…). Na podstawie skomplikowanych obliczeń udało się ustalić, że tempo syntezy białek miofibrylarnych po spożyciu napoju proteinowo-alkoholowego i po spożyciu napoju węglowodanowo-alkoholowego było odpowiednio o 24% i 37% niższe niż po spożyciu samych protein. Wniosek – alkohol osłabia procesy regeneracyjne spowalniając anabolizm. To zdecydowany cios w entuzjazm grillowiczów.
Dobra wiadomość
Odnosząc się do zacytowanego badania warto zwrócić uwagę na dawkę. Uczestnicy zostali poczęstowani solidną porcją etanolu wynoszącą aż 1,5g na kg masy ciała. Oznacza to, że ważący 80kg mężczyzna musiał przyjąć 120g alkoholu. To ilość zawarta w ośmiu przeciętnej mocy piwach. Oczywiście są jednostki, na których taka porcja nie robi wrażenia, ale obiektywnie rzecz ujmując to już nie degustacja, a… libacja. Brakuje co prawda podobnych badań z użyciem mniejszych ilości etanolu, ale jeśli byśmy zaryzykowali założenie, że hamujący wpływ na anaboliczne enzymy zwiększa się adekwatnie do wypitej ilości alkoholu, to przy obniżeniu ośmiokrotnym dawki, niekorzystny efekt miałby znaczenie symboliczne.
Podsumowanie
Nie ulega wątpliwości, że nadużywanie alkoholu nie idzie w parze z pracą nad ogólnie pojętą formą sportową. Etanol spożywany w dużych dawkach zaburza procesy anaboliczne. Ale niekoniecznie musi to oznaczać, że osoby aktywne fizycznie skazane są na całkowitą abstynencję. Jedno piwo wychylone do piątkowego okazyjnego grilla niekoniecznie musi być groźne dla mięśni. Bardziej należy się obawiać o sumę kalorii przyjętych w postaci przesadnie rekreacyjnego i zbyt obfitego posiłku i tym samym - wpływ nadwyżki na poziom tkanki tłuszczowej…
Treści prezentowane na naszej stronie mają charakter edukacyjny i informacyjny. Dokładamy wszelkich starań, aby były one merytorycznie poprawne. Pamiętaj jednak, że nie zastąpią one indywidualnej konsultacji ze specjalistą, która jest dostosowana do Twojej konkretnej sytuacji.