Fizjologia kontra magia
Do napisania niniejszego artykułu skłoniło mnie pewne doświadczenia związane z pracą zawodową, które miało miejsce jakiś czas temu. Otóż zgłosił się do mnie młody mężczyzna z prośbą o konsultację w kwestii weryfikacji dotychczasowej strategii żywieniowej ukierunkowanej na „szybką redukcję tkanki tłuszczowej”. Plan żywieniowy został przygotowany przez dietetyka czy raczej – jak się okazało - „dietetyka”, który prawdopodobnie stawiał na „skuteczność” i nie uznawał kompromisów.
Chciałbym w tym miejscu dodać, że sam raczej niechętnie podejmuję się opiniowania diet układanych przez moich kolegów i koleżanki po fachu. Moja niechęć nie wynika z „zawodowej solidarności”, a raczej z faktu, iż tak naprawdę nie ma jednej koncepcji dotyczącej indywidualnej współpracy z klientem i nie ma jednej słusznej strategii żywieniowej, której należałoby się trzymać w określonych wypadkach. Dietetyka daje wiele możliwości wyboru i nie należy podchodzić do niej zbyt ideowo. Z pewnością jednak można określić, jakiego typu rozwiązań żywieniowych nigdy nie należy wprowadzać.
W tym wypadku dziwnym zbiegiem okoliczności okazało się, że mężczyzna, który przybył do mnie na konsultację, trafił wcześniej na czarnoksiężnika, prawdopodobnie wierzącego, że siła praktykowanej przez niego magii potrafi przezwyciężyć zasady rządzące ludzką fizjologią. Opracował on dietę opartą na założeniach, których ot tak wprowadzać nie wolno, gdyż są po prostu szkodliwe dla zdrowia. Na czym polegała ów „cudowna” strategia?
Bilans kaloryczny
Pierwszą żelazną zasadą, którą spełniać powinna dieta redukcyjna jest ujemny bilans kaloryczny. Jeśli bowiem chcemy zmusić organizm by sięgnął do rezerw tłuszczowych, powinniśmy dostarczać mniej energii z pożywania – niż on potrzebuje. Dieta nieszczęsnego klienta oczywiście spełniała ten warunek, problem polegał na tym, że deficyt energetyczny był delikatnie mówiąc – zbyt daleko posunięty. Mówiąc wprost – to była w zasadzie głodówka. Dzienna dawka energetyczna wynosząca 600–700 kcal to dla dorosłego, dziewięćdziesięcioośmiokilogramowego mężczyzny aktywnego fizycznie stanowczo za mało. Owszem, taka kaloryczność zapewniać będzie szybki ubytek masy ciała, z tym że oprócz tkanki tłuszczowej ubywać będzie także tkanki mięśniowej, a dodatkowo dojdzie do spowolnienia metabolizmu, niedoborów pokarmowych i wielu innych negatywnych konsekwencji takich jak osłabienie, rozdrażnienie, zawroty głowy i innych.
A na obiad sałata z orzechami…
Drugą ważną kwestią w przypadku układania diety redukcyjnej jest jakościowy dobór pokarmów. Przyjmuje się, że podstawą menu winny być produkty nisko przetworzone. Tak było i w tym wypadku, problem jednak polegał na tym, że dieta składała się głównie z warzyw, owoców, orzechów i bardzo dużej ilości przypraw takich jak kurkuma, imbir, pieprz kajeński i cynamon. W efekcie w menu brakowało w zasadzie wszystkich niezbędnych składników pokarmowych oprócz potasu, kwasu foliowego i witaminy C. Dzienne spożycie białka wynosiło – uwaga – niespełna 30 g (realne zapotrzebowanie przynajmniej trzy razy większe), przy czym i tak było to białko niepełnowartościowe. Oczywiście skutkiem tych braków były niedobory pokarmowe i ich przykre konsekwencje, jak osłabienia, pękanie skóry, bóle głowy, wypadanie włosów, utrata tkanki mięśniowej, bolesne skurcze, a także – uwaga – krwawienia z przewodu pokarmowego, które w pewnym momencie skończyło się hospitalizacją.
W tym miejscu warto jeszcze zwrócić na kwestię przypraw, stanowiących ważny element tej ezoterycznej diety. Cóż, przyznać trzeba, że przyprawy korzenne i ziołowe posiadają szereg zalet i regularne ich używanie może nieść za sobą szereg korzyści, w tym również – szybszą utratę tkanki tłuszczowej. Problem jednak pojawia się wtedy, gdy ich porcje zaczynamy odmierzać na łyżki. Łyżka cynamonu dziennie, łyżka imbiru, łyżka kurkumy i – uwaga – chilli! W ten sposób to można sobie co najwyżej zaszkodzić.
Kwestia płynów
Jakościowy i ilościowy dobór płynów to kolejna ważna kwestia, której należy poświęcić odpowiednią ilość uwagi. W tym wypadku również nie będzie zaskoczenia jak powiem, że założenia żywieniowe ezoterycznego planu zakładały wprowadzenie kolejnych ekstrawagancji. Otóż zalecanym napojem była woda strukturalizowana, czyli taka, która przed wypiciem musi zostać przegotowana i przemrożona. Dodam tylko, że dzięki takim zabiegom „uzdatniania" otrzymujemy płyn pozbawiony składników mineralnych… Uczynienie z takiej odmineralizowanej wody głównego źródła płynów nie jest zabiegiem rozsądnym i może prowadzić do problemów z gospodarką wodno-elektrolitową co miało miejsce również tym wypadku. Marnym pocieszeniem jest fakt, że do dozwolonych płynów zaliczały się także: rumianek, herbatki ze skrzypu, pokrzywy, melisy i dziurawca oraz sok z cytryny.
Godziny posiłków
Pory spożywania posiłków mogą mieć istotne znaczenie dla efektywności przebiegu kuracji odchudzającej. Nie chodzi jednak o to, by narzucać godziny śniadania, obiadu czy kolacji, ale by zachować pewna regularność w konsumpcji. W tym wypadku poprzeczka była postawiona jednak wysoko. Pierwszy posiłek należało zjeść o godzinie 7:00, drugi o 12:00, trzeci o 17. I na tym koniec. Nie miało znaczenia to, że klient chodził do pracy na 9:00 i trenował o 20:00. Nie miało znaczenia to, że właśnie o 17:00 kończył pracę, wiec wygodniej byłoby mu zjeść 45 minut później po powrocie do domu. Plan miał być zrealizowany i koniec.
Suplementy
Dobrze dobrana suplementacja jest w stanie nie tylko wspomóc redukcję tkanki tłuszczowej, ale także uzupełnić braki składników odżywczych. Jeśli takowe występują w redukcyjnej diecie. Mój klient miał jednak pecha, bo specjalista, do którego trafił wcześniej miał trochę inną wizję suplementacji i zalecił środki „usuwające toksyny” z organizmu, czyli preparaty o działaniu przeczyszczającym i nasilającym wydalanie moczu. O skutkach ich stosowania chyba szerzej pisać nie muszę. Odwodnienie, przewlekłe biegunki, nasilona utrata elektrolitów – to najbardziej odczuwalne konsekwencje.
Efekty kuracji
Opisana powyżej, „intensywna kuracja odchudzająca” trwała niespełna pięć tygodni. Doprowadziła do utraty 15 kilogramów, tak więc na upartego można powiedzieć, że zakończyła się sukcesem. W praktyce jednak ów sukces okupiony został dość dużym kosztem w postaci załamania kondycji zdrowotnej mężczyzny, który podjął się „szybkiego odchudzania”. Po kilkudniowym pobycie w szpitalu okazało się, że oprócz odwodnienia, zaburzeń elektrolitowych, i ogólnego wyniszczenia organizmu problemami, innymi konsekwencjami, z którymi należy się uporać są zaburzenia krzepliwości krwi, anemia i nierozpoznane do tej pory zaburzenia pracy przewodu pokarmowego. Na dokładkę 5 z 15 utraconych kilogramów już zdążyło wrócić (z czego — biorąc pod uwagę ogólny stan wspomnianego mężczyzny — raczej należy się cieszyć).
Podsumowanie
Niestety na tym świecie wielu jest szarlatanów bądź to przekonanych o swojej nieomylności, (bądź też w sposób wyrachowany żerujących na naiwności innych), którzy podając się za specjalistów-cudotwórców mogą nam po prostu zaszkodzić. Dzięki takim jednostkom odchudzanie „za wszelką” cenę może okazać się bardzo kosztowne, warto więc zachować ostrożność i w razie wątpliwości co do kompetencji „dietetyka” po prostu zrezygnować ze współpracy.