Panga, czyli tak naprawdę sum rekini zwany też wielkookiem rekinim (Pangasianodon hypophthalmus), wbrew przekonaniu wielu osób nie jest rybą morską, a – słodkowodną, hoduje się ją na przemysłową skalę przede wszystkim w Wietnamie, Tajlandii i Kambodży. Zgodnie z opinią wielu dietetyków i lekarzy, a także oświadczeniem wydanym przez Fundację Programów Pomocy dla Rolnictwa (FAPA), istnieje wiele kontrowersji wokół wartości odżywczej i zdrowotnej mięsa z pangi. Hodowla tej ryby bowiem przebiega w małych i często zanieczyszczonych akwenach z użyciem wysokich dawek antybiotyków i hormonów. Jakiś czas temu Czesi w mięsie pangi wykryli neomycynę w dawkach trzykrotnie przekraczających dopuszczalne normy.
Ryby morskie, a także ryby słodkowodne takie jak pstrąg są źródłem cennych dla zdrowia kwasów tłuszczowych z rodziny omega 3. Jak na złość jednak, lubiana i chętnie kupowana przez Polaków panga tłuszczy tych praktycznie nie zawiera (podobnie jak nie zawiera prawie witaminy E), przez co nie posiada właściwości prozdrowotnych charakterystycznych dla innych ryb. Entuzjaści pangi, którym wydaje się, że odżywiają się zdrowo bo zgodnie z zaleceniami dietetyków „spożywają rybę dwa razy w tygodniu” powinni zrewidować swoje poglądy albo przerzucić się na dorsza czy łososia, lub chociaż – śledzia.
Oczywiście okazjonalne zajadanie się pangą nie stanowi zagrożenia dla zdrowia, jednak osoby którym szczególnie smakuje mięso tej ryby powinny pamiętać o umiarze w spożyciu. Tak naprawdę trzeba sobie powiedzieć, że jeśli chodzi o ryby, panga jest jednym z gorszych wyborów zarówno ze względu na niską wartość odżywczą, jak i potencjalne zanieczyszczenia, których może być źródłem. Największym walorem pangi jest cena, warto jednak pamiętać, że istnieją lepsze jakościowo alternatywy o nie koniecznie wygórowanej cenie, jak choćby zasobny w kwasy omega 3 śledź czy mintaj charakteryzujący się wyjątkowo niskim stężeniem dioksyn.